Strony

4 października 2014

Pierwsze jedzonko


Przed wyjazdem do Chin jakoś specjalnie się nie martwiłam o to jak poradzę sobie z jedzeniem pałeczkami. Szczerze mówiąc wyszłam z założenia, że jest to banalnie proste. Czyżbym się pomyliła? 

fot.Chudy
Pierwsze zderzenie z pałeczkami nastąpiło na lotnisku w Szanghaju czyli podczas podróży, która jak wszystko w Chinach okazała się wielką przygodą. Otóż tak, lot mieliśmy zarezerwowany na godzinę 18.55 więc spokojnie na miejsce przybyliśmy po godzinie 16.00. Odprawiliśmy bagaże i przeszliśmy security check. Mając trochę czasu w zapasie postanowiliśmy zwiedzić lotnisko a następnie udać się do odpowiedniego wyjścia. Oo godzinie 17.40 na ekranie pojawiła się wiadomość o odwołanym locie - można to szybko zauważyć, bo Chińczycy biegają wtedy i krzyczą jak opętani. Okazało się, że musimy wyjść z lotniska, odebrać swoje bagaże, udać się do innej strefy i poprosić o lot zastępczy. O ile taki będzie. Pospiesznie wykonaliśmy te wszystkie czynności, otrzymaliśmy bilety na lot o godzinie 21.40, informację o tym, że lot ten może być opóźniony o 1h i w prezencie od linii lotniczych po 150 RMB na głowę :). 

Wykończeni przebieżkami po lotnisku postanowiliśmy coś zjeść.  Nie zastanawiając się długo z karty wybrałam ukochany makaron. 
fot.Chudy

Moja mina gdy otrzymałam czubaty talerz makaronu a do tego dwa drewniane patyczki była bezcenna. Na szczęście byłam tak bardzo, bardzo głodna, że długo nie zastanawiałam się nad tym, jak się do tego zabrać. Jadłam tak jakbym urodziła się z patyczkami w ręku ale to wszystko z głodu. Pochłonęłam wszystko ale nie wiem jak i nie wiem kiedy. Jednak moja kolejna wizyta w restauracji wyglądała dużo, dużo, dużo gorzej. 













fot.Chudy

Oczywiście lot był troszeczkę opóźniony tak więc na lotnisku spędziliśmy lekko ponad 5 godzin. Ale to oczywiście czysta przyjemność. Pod warunkiem, że dorwiesz jakiś wolny kontakt i obejrzysz w tym czasie dobry film. Podróżując po Chinach samolotem trzeba się z tym niestety liczyć, bo tutaj nawet w powietrzu jest zbyt duży ruch, a co za tym idzie- korki.



Moja druga wizyta w restauracji była w Fuzhou i jak już wspominałam nie należała do najłatwiejszych. Udaliśmy się do małej typowo chińskiej budki, w której częstym gościem był  Jarek. 
fot.Chudy
Długo się nie zastanawiając postanowiłam zjeść makaron. Tylko jak już mi go podano mój Ukochany przypomniał sobie, że dość ciężko je się go pałeczkami bo jest wyjątkowo długi i cienki.

Ooooo tak... Zjeść ten makaron tylko dwoma nieco większymi wykałaczkami było bardzo trudno. Wtedy wydawało mi się to wręcz niemożliwe. 

W dodatku jak wszędzie gdzie się pojawię, przykuwam uwagę i oczy miejscowych Chińczyków zwrócone były na mnie. Ręce tak mi się trzęsły, że nawet widelca nie potrafiłabym utrzymać w dłoni a co dopiero te PATYKI. 

Wtedy wiedziałam, że będę głodna. Bardzo głodna ale nikt nie będzie się ze mnie śmiał! Tak też było, choć muszę przyznać, że troszkę udało mi się "zjeść".


Achhh... no i jak zawsze mogłam liczyć na mego Mężczyznę, który musiał mi udowodnić jak doskonale opanował tą sztukę. Podnosił zatem ziarenko ryżu przy pomocy pałeczek i machał mi nim triumfalnie przed oczami. Na koniec dodał:  " Kochanie ale się najadłem" !

fot.Chudy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz