Strony

7 kwietnia 2015

Złocista plaża i błękitne morze - Shenzen Dameisha

Ostatnie dwa tygodnie to dla nas przede wszystkim czas wielkich podróży. W liczbach mogę wyrazić to dość krótko: 
4 miasta, 10 dni, 14 biletów, 22 godziny spędzone w pociągach i ponad 4000 pokonanych kilometrów, nie wliczając dróg przebytych na nogach.

Bez wątpienia był to bardzo intensywny czas. Mam nadzieję, że to choć w części tłumaczy moją ostatnią nieobecność ale powracam, z mnóstwem wrażeń, którymi oczywiście mam ogromną ochotę się z wami podzielić. 
fot.Pina "Dameisha"
Na wycieczkowej mapie pierwszym przystankiem było Shenzen. Kilka minut po godzinie 9.00 wsiedliśmy do pociągu, którego ostatnią stacją było Shenzen Bei (północne Shenzen), miejscowość położona niedaleko Hongkongu. Kiedy padały pierwsze słowa o naszym pobycie w Chinach, to właśnie Shenzen miało być naszym, chińskim domem. Życie napisało jednak inny scenariusz. Mieszka tam kilku polskich znajomych Jarosława, więc postanowiliśmy odwiedzić to malownicze miejsce. 
fot.Pina "Dameisha"
Na miejscu pierwszą rzeczą jaką poczułam było uderzenie gorącego i wilgotnego powietrza. Po kilku minutach po moim czole spływał pot. Uff... Ponad 4 godziny  drogi pędzącym 200 km/h pociągiem od Fuzhou, a tak bardzo odczuwa się różnicę w klimacie, obu tych miejsc. Nieprawdopodobne! Wysoka wilgotność okazała się jednak zbawienna dla mojego wysuszonego przez chorobę gardła. Na ulicy złapaliśmy piętrowy autobus turystyczny podążający w stronę Dameishy, miejsca umówionej kolacji. 
fot.Chudy "Dameisha"
fot.Pina "Dameisha"























Dameisha to niezwykle malowniczy kurort położony nad Morzem Południowochińskim. W gorące dni wielu turystów przybywa tutaj w poszukiwaniu chwili relaksu. Mimo, że tego dnia było około 25 stopni na termometrach, plaża świeciła pustkami. W Polsce nazwalibyśmy to latem, a wszystkie nadmorskie miejscowości byłyby oblegane przez stada turystów,  tutaj jest to jedynie wiosna. Na okres wakacyjnych kąpieli i wylegiwania na słońcu, trzeba jeszcze poczekać ale to zdecydowanie lepiej dla nas. Mogliśmy się spokojnie przespacerować brzegiem morza i rozkoszować się widokiem chińskiej plaży.
fot.Pina "Dameisha Seaside Park"
fot.Pina "Dameisha Seaside Park"
Choć zbliżał się już zmierzch miło było poczuć świeżość morskiego powietrza i ziarenka piasku wpadające do butów. W oddali dostrzegaliśmy statki transportowe, które pewnie cumowały w pobliskim porcie przeładunkowym w Shenzen. Miało się ochotę po prostu wziąć koc, położyć na plaży i wpatrywać  w kokosowe palmy. Plany były inne, więc ruszyliśmy na dalszą część spaceru.
fot.Pina "Dameisha Seaside Park"
fot.Pina "Dameisha Seaside Park"
fot.Chudy "Dameisha Seaside Park"
fot.Chudy "Dameisha Seaside Park"
fot.Chudy "Dameisha Seaside Park"
fot.Chudy "Dameisha Seaside Park"
fot.Chudy "Dameisha Seaside Park"
fot.Chudy "Dameisha Seaside Park"
fot.Chudy "Dameisha Seaside Park"
fot.Chudy "Dameisha Seaside Park"
fot.Chudy "Dameisha Seaside Park"
fot.Chudy "Dameisha Seaside Park"
Oczywiście jak to bywa na plaży, nie mogło zabraknąć muszelek. Muszę jednak przyznać, że są zadziwiająco podobne do muszelek sprzedawanych nad polskim morzem. Czyżby polskie muszelki były made in China? Heh... Odpowiedzcie sobie sami na to pytanie!
fot.Chudy "muszelki"
fot.Chudy "muszelki"
fot.Chudy "muszelki"
Czując ten egzotyczny klimat i morskie powietrze, postanowiliśmy skosztować zielonego kokosa. Na plaży było mnóstwo straganów z ogromnymi, zielonymi kulami, za jedyne 10 RMB. Zielone kokosy posiadają dużo więcej wody kokosowej i miąższu, w przeciwieństwie do dojrzałych już kokosów. Ponad to mają dużo składników mineralnych, które wzmocnią nasz organizm w przeziębieniu. Nie znaliśmy się na tym, jaki kokos należy wybrać, dlatego zdaliśmy się na sprzedawcę. Teraz już wiem, że im owoc bardziej chlupie to jest mniej dojrzały, a to z kolei oznacza więcej wody kokosowej dla nas!
fot.Chudy "zielone kokosy"
fot.Chudy "zielone kokosy"
fot.Chudy "zielone kokosy"
Tak oto podczas szybkiego spaceru poznaliśmy jedną z chińskich plaż. Muszę dodać, że chętnie przybywa tutaj wielu Europejczyków, być może to przez bliskość tak wielokulturowego miejsca jakim bez wątpienia jest Hongkong. 

Zapraszam na kolejne relacje z wypraw, następnym przystankiem jest wspomniany już Hongkong, czyli miasto, w którym się zakochałam. Jeśli chcecie się dowiedzieć dlaczego, zajrzyjcie już wkrótce!
fot.Pina "Dameisha nocą"
fot.Pina "Dameisha nocą"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz