Po mojej krótkiej nieobecności chciałabym zakończyć opowieść o wycieczce po prowincji Syczuańskiej. Nie wiem czy pamiętacie jeszcze o tym, jak w ostatnim wpisie wspominałam o kazaniach urządzonych pod naszym adresem dotyczących małp. Chińczycy tak skutecznie mnie nakręcili na małpy (do tego stopnia, że zaopatrzyłam się w bambusowy kij), że przez resztę dnia wypatrywałam tych uderzająco podobnych do nas stworzeń. Tego dnia miało być dużo małp...
No to przekonajmy się, czy rzeczywiście tak było!
|
fot.Pina "Jarosław polujący na małpy" |
|
fot.Pina "bambusowy patyk" |
Najpierw jednak zaplanowano dla nas długi spacer po buddyjskich świątyniach, które zgodnie z założeniem były skryte gdzieś w gąszczu tropikalnej dżungli. Szczerze mówiąc po tej wycieczce już na jakiś czas mam dość zwiedzania świątyń i z pewnością długo do nich nie zawitam. Nie mieliśmy jednak wyjścia i ruszyliśmy za przewodnikiem. Dobrze było jednak skryć się przed słońcem wśród bujnej roślinności. Mój dobry nastrój podtrzymywała myśl o spotkaniu z naszymi przodkami (małpami).
|
fot.Pina "świątynie" |
|
fot.Pina "świątynie" |
|
fot.Pina "świątynie" |
Ponieważ była to wycieczka zorganizowana obowiązkowym punktem było naciąganie biednych turystów. Tym sposobem nasza kochana pani przewodnik zaprowadziła nas do zaprzyjaźnionego pewnie miejsca, w którym sprzedawano herbatę, zioła oraz inne domowe wyroby. Zaproszono nas do stołu i zaserwowano wino oraz dwa gatunki herbaty. To wszystko było oczywiście za darmo. Atmosfera była przyjemna, ponieważ po kilku dniach wspólnej wędrówki można powiedzieć, że w pewnym stopniu się znaliśmy a nasi chińscy towarzysze byli bardzo otwarci na towarzystwo obcokrajowców. Znali Lewandowskiego i wiedzieli gdzie leży Polska a to dobry start do międzynarodowych rozmów i herbacianego toastu! Heh...
|
fot. Pina "herbaciany toast" |
Dopiero zerwane i zaparzone liście herbaty miały niezwykły aromat, zielony kolor i bardzo wyrazisty smak. Siedzieliśmy w górskiej karczmie tak długo póki ktoś się nie ugiął i nie kupił czegokolwiek. Czas uciekał a małpy czekały. Dobrze, że ktoś mądry zdecydował się na tę herbatę, bo noc by nas zastała. Jarosław w tym czasie zdążył wypróbować jakiegoś chińskiego wynalazku, zwanego winem dla kobiet. Zdobył się na odwagę wraz z naszym młodym przyjacielem z Niemiec.
|
fot.Pina "chińskie wino" |
Jak się dobrze przyjrzałam butelce z winem, która już na pierwszy rzut oka wydawała mi się dość podejrzana doszłam do tylko jednego, prostego wniosku: chińskie wino dla kobiet było z węża! W środku był zakonserwowany wąż! Och! Jarosław po tym specyfiku będzie chyba żył wiecznie. Tylko dlaczego jest to wino dla kobiet? Może to wino z jadem dla kobiet tych z gatunku wrednych lub złośliwych. Dobrze, że jednak się nie zdecydowałam!
|
fot.Pina "wino z węża" |
|
fot.Pina "zielona herbata" |
Po takich eksperymentach mogliśmy ruszać dalej. Na szczęście wino z węża nie odbiło się jakoś specjalnie na kondycji żołądka Jarosława :) Ostatnim przystankiem przed powrotem do Chengdu była "monkeys area" i wtedy właśnie nastąpił moment mojego wielkiego rozczarowania, co do wycieczek zorganizowanych. Pani przewodnik z uśmiechem na ustach oznajmiła, że jest już późno i tylko ten kto chce może iść zobaczyć małpy. Problem był w tym, że chodzą one spać wraz z zachodem słońca i nikt nie dawał już nam gwarancji, że je zobaczymy. Postanowiliśmy zaryzykować ale byłam tak zła. Od samego rana gadali tylko o małpach, musiałam o 6.00 wyrzucić banany bo małpy! Mieliśmy godzinę 18.00, ilość zobaczonych małp równą zeru i najprawdopodobniej tak zostanie! Ważniejsze było żeby pani przewodnik dostała jakąś nędzną prowizję za napędzonych na herbatę turystów. Ach! Chińczycy czasem doprowadzają mnie do szału, zwłaszcza ten ich brak logicznego myślenia.
Trochę zrezygnowani ale ruszyliśmy przed siebie z nadzieją, że uda nam się coś zobaczyć.
|
fot.Chudy "górska ścieżka" |
|
fot.Chudy "górska ścieżka" |
Ścieżka prowadziła przez malownicze, górskie tereny. Szum wody trochę uspokoił moje nerwy. To miejsce było tak urocze, że zdecydowanie miałam ochotę spędzić tu więcej czasu. To było to, czego szukałam w chińskich górach. Niestety autokar wypełniony głodnymi Chińczykami czekał już na parkingu. Na najpiękniejszą atrakcję tego miejsca przewidziano najmniej czasu, przynajmniej takie jest moje zdanie.
|
fot.Chudy "górska ścieżka" |
|
fot.Chudy "górska ścieżka" |
|
fot.Chudy "górska ścieżka" |
|
fot.Chudy "górska ścieżka" |
Po dotarciu na miejsce ujrzeliśmy tylko puste, drewniane ścieżki, altany oraz puste miski z jedzeniem dla małp. Niestety ani śladu tych uroczych zwierząt. Skryły się już w wysoko w dżungli.
|
fot.Chudy "monkeys area" |
Jedyna małpka, którą widziałam tego dnia to ta poniżej, odlana w metalu i z pewnością nie wyrywała się do tego by zjeść moje banany, czy zabrać mi aparat. Bambusowy patyk okazał się także zupełnie zbędny!
|
fot.Chudy "monkey" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz