Strony

28 października 2014

Coś na ząb

Dzisiaj coś dla prawdziwych głodomorów, czyli co możemy przekąsić na chińskiej ulicy. Troszkę czasu już upłynęło od mojego przyjazdu do Chin, miałam zatem okazję poznać kilka lokalnych przysmaków. Oczywiście nie odkryłam jeszcze wszystkich azjatyckich smaków ale wszystko przyjdzie z czasem. Mam go wiele!

A tak, ten żółw poniżej jest prawdziwy! Pan, który go upolował, siedział na skraju drogi w oczekiwaniu, aż ktoś zechce go zjeść na obiadek! Prawie żywy!
fot.Pina "schwytany żółw"
Każdy region posiada swoje, niepowtarzalne przekąski, które można kupić na ulicy o każdej porze. Dodatkową ich zaletą jest niska cena. Podczas takich sytuacji niebezpieczna jest nieznajomość języka chińskiego, gdyż nie zawsze jesteśmy w stanie stwierdzić co zamawiamy. Z tego względu szybko przyswoiliśmy podstawowe zwroty dotyczące przede wszystkich rodzajów mięs! Polecam to każdemu, kto wybiera się do Chin!

fot.Pina "bar z przekąskami"

Przed dokonaniem zakupu, mimo wszelkich trudności zawsze staramy się rozszyfrować te niezwykle skomplikowane znaki. Pomagają nam w tym różne aplikacje.

Czasami można spotkać angielskie nazwy dań ale najczęściej kryją one w sobie taką tajemnicę, jak te chińskie. O szczegóły niestety nie dopytasz, gdyż mimo języka angielskiego w karcie, nikt się nim nie posługuje.

Przede wszystkim spotkamy dużo przekąsek w postaci smażonych pierożków, które wypełnione są najróżniejszymi mieszankami. Począwszy od warzyw i owoców, poprzez owoce morza i ryby, a skończywszy na mięsie. Osobiście za najlepsze jak do tej pory, uważam pierożki z Szanghaju z nadzieniem podobnym do szpinaku. Czy to był szpinak? To był dopiero mój drugi dzień w Chinach, więc wybaczcie. Wolę pozostać w niewiedzy. W tamtym czasie nawet patyczków w rękach nie trzymałam, dlatego karmił mnie Jarek.
fot.Pina "pierożki z Szanghaju"
fot.Pina "pierożki z Szanghaju"
A wiecie jak wygląda kebab w wydaniu azjatyckim?! Bardzo ciekawie. Jest niewielkich rozmiarów, właściwie to kanapka z odrobiną zieleniny, bez sosu i kosztuje jedynie 5RMB (około 2,50PLN).
 Z resztą co Wam tu będę tłumaczyć, spójrzcie sami.
fot.Chudy "budka na kółkach z kebabem"
Jest bardzo smaczny ale może poza mięsem, niczym nie przypomina kebaba tureckiego.  Zwyczajnego kebaba po prostu tutaj nie znajdziecie, podobnie jak prawdziwego Turka.
fot.Chudy "mięso na kebaba"
fot.Chudy "chiński kebab"










Teraz może coś bardziej wegetariańskiego czyli pieczone słodkie ziemniaczki, nazywane batatami. Najdziwniejsze jest chyba to, że prawie zawsze pieką je w jakiś metalowych baniakach, które wyglądają jakby tam wcześniej była ropa naftowa. Z ich pomysłowością to kto tam wie, co wcześniej w tym sprzedawali. Nie wygląda to zachęcająco, przynajmniej dla mnie. Poza tym, co to za przyjemność jeść na ulicy suchego ziemniaka?
Bataty same w sobie są bardzo dobre, pod warunkiem, że je odpowiednio przyrządzono. Łatwo można jest przesuszyć podczas obróbki termicznej a wtedy nie smakują najlepiej.

fot.Pina "pieczone bataty w beczce"
Swoją drogą jest tutaj więcej inżynierów niż się spodziewałam! To nie taka prosta sprawa zrobić z beczki, poprawnie działający piec!
Niech żyje nauka!

Gacek! Tak powinien wyglądać grill a nie jakiś tam murowany, na pokaz ;) .
fot.Chudy "pieczone bataty"
Pieczonych batatów próbowałam jedynie podczas hotelowego śniadania, na ulicy niestety jeszcze się nie skusiłam. Skosztowałam jednak na ulicznych grillach słodkich ziemniaków ale w nieco innym wydaniu. Czyli smażonych zawijasów ziemniaczanych w ostrych przyprawach.

fot.Chudy "ziemniaczany grill"
Nie są tak tłuste jak bywają zazwyczaj chińskie przekąski. Olej jest symbolem bogactwa i powodzenia, dlatego pewnie jest używany dosłownie do wszystkiego, czasem w dużych ilościach.









Poza tym częstym widokiem jest makaron lub ryż, przyrządzany na wiele sposobów. Czasem tylko ciężko się do niego dostać, ponieważ Chińczycy nienawidzą czekać. Nie mają pewnie tego słowa nawet w swoim słowniku. Nie obowiązują też żadne społeczne normy, które we wszystkich innych krajach samoistnie się przyjęły.
fot.Chudy "makaronowy grill"
fot.Chudy "makaronowy grill"

Obowiązuje jedynie jeden schemat: biec jak najszybciej do celu, rozpychać się z całych sił, nałożyć jak najwięcej, połowę wysypać na ziemię i zrobić bałagan. 









Przyszła kolej na coś, co ostatnio niezbyt mi posmakowało. Były to prawie tortille z różnymi dodatkami i sosem. Ciasto było z serii gotowych do użycia więc nie wiem cóż to było. Przypominało trochę spotykane u nas w sklepach gotowe ciasto francuskie. Dodatki wybierałeś sam, czyli jak było w naszym przypadku - strzelaliśmy na chybił trafił!
fot.Chudy "prawie tortille"
Choć wcale tak nie wyglądają były bardzo tłuste, do tego polane sosem, który jak sądzę miał przypominać ketchup, tylko taki jeszcze gorszy niż Tortex, gdyż pewnie nigdy nie widział pomidorów.
Nie były zbyt drogie ale też nie powalały smakiem, po prostu zjadliwe! Tak bym to określiła.






Na koniec coś, na co nie miałam odwagi się skusić. Szczerze mówiąc nie jestem pewna czy kiedykolwiek najdzie mnie taka ochota, ale wszystko może się zdarzyć. Kiedyś mówiłam, że nie lubię kalmarów i nigdy ich nie zjem! Teraz się nimi zajadam. Więc...
fot.Chudy "owoce morza"

fot.Chudy "kraby"
Jeśli chodzi o eksperymentowanie z jedzeniem jestem zdania, że najlepiej próbować nowych smaków tam, skąd się wywodzą. Tam gdzie ludzie przygotowują je od lat, przepisy przekazywane są z pokolenia na pokolenie, tylko wtedy nie zrazicie się do tego co nieznane.
Bo wyobraźcie sobie, że Chińczyk przygotowuje Wam schabowego z ziemniaczkami i mizerią!
Z zasady skazany jest na porażkę!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz