Strony

23 października 2014

Ozorki, nóżki, jelita i penisy...

Dzisiaj, zgodnie z tym co obiecywałam dalszy ciąg tematu spożywczego targu. Na końcu tego zaskakującego miejsca, w niewielkiej, słabo oświetlonej budce, odnaleźliśmy prawdziwego rzeźnika.
Właśnie macie okazje poznać chińskie tajniki obróbki mięsa. Dla niektórych z Was będzie to istna podróż w czasie, do przeszłości. A może raczej do smaków przeszłości, takich jak przykładowo rosołek z gołębia... Hmm? Kto z Was pamięta?
fot.Chudy
Zapowiadałam też, że jest to temat dla prawdziwych twardzieli, dlatego nie każdy z Was musi oglądać zdjęcia. Dla niektórych mogą okazać się zbyt niesmaczne, ale tak wygląda życie w Chinach. To nie tylko piękne, ogromne budynki, przepełnione zielenią parki, śpiewające ptaszki i inne przyjemne dla oka krajobrazy. Jak każdy kraj, również i Chiny, skrywają swoje mroczne tajemnice.
fot.Chudy "rzeźnik"
fot.Chudy "rzeźnik"
Na pierwszy rzut oka dokładnie widać, że warunki nie są zbyt sterylne. Jest to widok niestety dość częsty ale tutejszej ludności kompletnie to nie przeszkadza. Wychowali się w takich warunkach i jest to dla nich zupełnie naturalne. Trzeba podkreślić również fakt, że tutaj nic nie ulega zmarnowaniu. Mam na myśli oczywiście mięso. Głowy, odnóża, pazury i takie tam inne, są jednym z największych grillowych przysmaków.


fot.Pina "mięso"
Dlatego moi Drodzy jeśli nie macie ochoty na grillowanego penisa kurczaczka, jego głowę albo innego sympatycznego zwierzątka, musicie być czujni!









 
Hotelowy personel bardzo się dziwi, że jesteśmy na tyle odważni i chodzimy w takie miejsca. Moim zdaniem Chiny są bardzo bezpiecznym krajem, ale Oni oczywiście uważają inaczej. Pracując w hotelu są na wyższej pozycji w hierarchii społecznej, dlatego sami starają się unikać takich miejsc, w których pewnie większość z nich się wychowała. 
fot.Chudy "rzeźnik - gołębie"
fot.Chudy "wnętrzności"
Szczerze mówiąc tkwiłam w przekonaniu, że takie potrawy jak rosołek z gołębia już odeszły w niepamięć. Nasze babcie i nasi dziadkowie pewnie wiedzą dużo więcej na ten temat.

 Bez żadnych wątpliwości potrawy z gołębia są na kolejnej pozycji długiej listy przysmaków chińskiej ludności.
fot.Pina "rzeźnik"
fot.Pina "przygotowanie mięsa"
Jeśli masz ochotę na taki rosołek, odwiedzasz tego typu miejsce a sympatyczna Pani lub Pan zabija wybrany przez Ciebie okaz i go oporządza. Z uśmiechem na ustach bierze w rękę swój ogromny tasak i z niezwykłą wprawą czyni to, co należy.
Czynność ta zajmuje około 5 minut. Robią to niemal z zamkniętymi oczyma.





Zaraz obok stoiska rzeźnika znajdował się grill, knajpa... W zasadzie nie wiem jak to określić. W każdym razie można tam kupić różne mięsne wyroby oraz przedziwne owoce morza.
fot.Chudy "mięsny grill"
Wśród różnorodnych wyrobów znalazła się również kiełbaska. Nasz niemiecki przyjaciel bardzo realistycznie przedstawiał ekspedientce świnkę i mogliśmy się dzięki temu dowiedzieć, że owa kiełbaska nie jest z pewnością z wieprzowiny. Sądzę, że było to coś bardziej egzotycznego. Wiem tylko tyle, że tutaj kiełbasy są suszone na wietrze. Czasem można jeszcze spotkać białą kiełbasę. Interesujące prawda?
fot.Chudy "mięsny grill"

Niestety przepaść językowa nie pozwala Nam się bezpośrednio dowiedzieć wielu rzeczy. Czasem można się tylko domyślać.... Wyroby te również pozostają Nam nieznane, przynajmniej na chwilę obecną. Nasza znajomość języka chińskiego postępuje z dnia na dzień, więc kto to wie...może za jakiś czas osiągniemy poziom bardziej komunikatywny.




Przyszedł czas na dary morza i nie tylko, które mnie osobiście kompletnie zaskoczyły. Biorąc po uwagę ich wygląd, do głowy przyszła mi myśl, że są to żelki, lub inne dziwaczne słodycze.
Sami powiedzcie, czy to tak nie wygląda?!

W lewym, górnym rogu ujrzycie białe krążki o dość ciekawym wyglądzie. Jest to korzeń lotosu orzechodajnego. Wzdłuż jego całego, długiego korzenia, przechodzą kanaliki powietrza, które tworzą w przekroju okrągłe otwory. W sklepach azjatyckich można czasem dostać świeże korzenie ale zazwyczaj sprzedaje się ususzone bądź puszkowane. Swoim smakiem przypominają nieco ziemniaki, ponieważ są bardzo łagodne, lekko słodkawe i chrupkie. Muszę powiedzieć, że prezentują się na talerzu niezwykle atrakcyjnie.

Ponad to znajdziemy tu fasolę chińską, która jest niezwykle długa, wiele różnorodnych makaronów np. znany w Polsce powszechnie makaron ryżowy oraz kilka różnych grzybów. 
A takie różowe plasterki w prawym dolnym rogu to nic innego jak kiełbaska, a raczej parówka. Intrygujące jest to, że wszystkie parówki w Chinach mają intensywny, różowy kolor. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że są lekko świecące. Wybaczcie ale nie powiem Wam jak smakują, nie wiem czy znajdę w sobie na tyle odwagi. Boję się, że też zacznę się świecić na różowo.
fot.Chudy "owoce morza"
fot.Chudy "dary morza"
Wśród tych pyszności odnajdziemy także najpowszechniej wykorzystywany wodorost w kuchni czyli brunatnicę - Undaria pierzastodzielna, choć funkcjonuje ona jako warzywo pod nazwą Wakame. 
Jest to ta ciemnozielona roślina. 
Najczęściej wykorzystywana jest jako dodatek do zup, ponieważ szybko mięknie ale równie często pojawia się jako składnik sałatek i przystawek.



fot.Chudy "dary morza"
Roślina znajdująca się w lewym, górnym rogu, to alga Spirulina. Algę tę określa się często jako "mleko Matki Ziemi", a to wszystko dzięki wysokiemu stężeniu kwasu gammalinolenowego. Otóż kwas ten jest istotnym składnikiem kobiecego pokarmu. Jej drugie, równie popularne określenie to "zielone mięso", z powodu wysokowartościowego białka. Jako ciekawostka: zawartość białka w spirulinie jest trzykrotnie większa niż w mięsie, gdyż alga ta zawiera 65% białka.

Mam nadzieję, że nie zraziliście za bardzo, w końcu na tym polega życie. Na jutro obiecuję zaplanować coś znacznie łagodniejszego!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz