Strony

17 listopada 2014

Nasze pierwsze chińskie mieszkanko

Już na początku przepraszam za niewielki poślizg ale musiałam jakoś się odnaleźć w tych nowych, chińskich czterech ścianach.  Może Was nieco rozczaruje pisząc, że chińskie mieszkanie praktycznie niczym specjalnym nie różni się od naszych, europejskich mieszkań. Pewnie tak jak ja byliście pewni, że siedzi się na podłodze i takie tam... Nic z tego.
fot.Pina "mieszkanie"
Mieszkanie znajduje się na osiedlu strzeżonym, w Chinach bardzo dużo jest takich właśnie osiedli. Przy bramie zawsze stoi Pan Strażnik, który ma prawo nie wpuścić Cię na teren osiedla. Swoją drogą teren osiedla jest bardzo zielony i dobrze zagospodarowany: siłownia pod chmurką, różnego rodzaju boiska, altany, ławki, plac zabaw i wiele, wiele innych - małe centrum miasta. Cała, chińska rodzinka chętnie korzysta z takich obiektów.
fot.Pina "osiedle"
Jeśli chodzi o samo mieszkanie, to zadziwiające jest to, że okna są tutaj kompletnie nieszczelne. Teraz gdy nadchodzi sroga zima... Heh... A tak poważnie w ciągu dnia jest w Fuzhou jakoś tak 19-23 stopni. W nocy jest trochę chłodniej i nieszczelne okna dają się we znaki. Jest po prostu zimno, co oczywiście niczym nie przypomina naszej, polskiej zimy ale dupka może zmarznąć.
fot.Pina "salon"
Na szczęście ratujemy się jakoś klimatyzacją. Oglądając różne mieszkania, przed dokonaniem wyboru, szybko się zorientowaliśmy, że Chińczycy kompletnie nie dbają o własne mieszkania, także jeśli chodzi o ich czystość. Dziwi mnie to trochę, bo mieszkania są tutaj drogie, nie każdy może sobie pozwolić na taki luksus więc... Chyba sami rozumiecie. 





Powiedzonko "karaluchy pod poduchy nabiera tutaj innego znaczenia". Może nie dosłownie, bo pod poduchami nie siedzą ale w kuchni można je spotkać. Tak jak ja wczoraj spotkałam taki jeden, ogromny okaz. Mam nadzieję tylko, że szybko pozbędziemy się tego robactwa i będzie spokój! Brr... Wybraliśmy zdecydowanie najczystsze mieszkanie ze wszystkich, jakie oglądaliśmy a jednak się coś trafiło. Nic dziwnego, takiego robactwa jest tutaj całe mnóstwo.

Jeśli już jesteśmy przy nieczystościach, to muszę nadmienić jedną rzecz. Otóż, najbrudniejszym miejscem w domu Chińczyka jest zdecydowanie łazienka, która nigdy chyba nie widziała szmatki i płynu do czyszczenia. Nigdy!
fot.Pina "kuchnia"
Kuchnia jest zupełnie normalna, może z wyjątkiem tego, że zawsze znajduje się w niej takie matowe okno, z widokiem na sąsiada. Okno to otwiera się podczas gotowania, akurat nasza kuchnia jest duża ale zazwyczaj są one niewielkich rozmiarów, a okno to wydobywa zapachy i parę z gotowania na zewnątrz. Ach, warte uwagi jest również to, że Chińczycy dla bezpieczeństwa wszystko zakręcają jeśli aktualnie z tego nie korzystają. Mam na myśli media takie jak gaz, woda, itp. Gdy przyjechaliśmy do mieszkania na umówioną godzinę, wszystko było zakręcone i wyłączone z prądu, dosłownie wszystko.
fot.Pina "jadalnia"

W jadalni jest taki śmieszny stół z obrotową górą. Bardzo wygodne jeżeli na stole znajduje się więcej produktów, wystarczy obrócić stolik w swoją stronę i gotowe, wszystko jest pod ręką. 







fot.Pina "łazienka"


Jeśli chodzi o łazienkę to również jest ona zupełnie normalna. Najważniejsze jest chyba to, że mamy normalny kibelek a nie jakąś dziurę w podłodze. Będąc przy normalnym kibelku muszę wspomnieć o tym, że Chińczycy nie wrzucają zużytego papieru do toalety, tylko do kosza. Wiem od Jarka, że szczególnie w miejscach gdzie jest dużo ludzi, przykładowo w zakładach pracy jest to dość nieprzyjemne.



Ponad to na suficie znajdują się dwie lampy, które dają niesamowicie mocne światło oraz ciepło. Lampa taka ma za zadanie również ogrzewać pomieszczenie, ponieważ jak widać, nie ma grzejników.  A teraz coś, z czym walczyłam całe wczorajsze popołudnie. A tym wrednym czymś była pralka!
fot.Pina "balkon"

Po pierwsze dziwaczne jest już to, że wszystkie pralki znajdują się na balkonie. A dlaczego? No dlatego, że nie mają podłączonego węża odprowadzającego wodę. Wąż leży sobie na podłodze, blisko spustu podłogowego i tyle. Przebojowo jest na płukaniu albo odwirowaniu, bo woda sika wszędzie, gdzie popadnie. Cały balkon mieliśmy zalany... Ja też trochę oberwałam podczas tej bitwy. 




Jarek wyjechał do dostawcy i oczywiście na znak, że sobie poradzę postanowiłam, że nie będę do niego dzwonić. Niestety po trzech godzinach walki z pralką skapitulowałam.

Zanim jednak uruchomiłam pralkę, musiałam się trochę nagłowić nad tymi chińskimi oznaczeniami programów.
O tak, pralka wczoraj płatała mi niezłe figle ale mam nadzieję, że trochę opanowałam trudną sztukę jej obsługi i dzisiaj będzie tylko lepiej.
fot.Pina "balkon"
 Zdecydowanie najgorsza rzecz, jaka mogła nam się przytrafić na mieszkaniu to...? To nieziemsko twarde łóżka. Chińczycy dla zdrowia oczywiście, śpią na bardzo twardych materacach. Są tak twarde, że dało się na nich spać tylko na plecach, tak żeby wszystkie kości nie były obolałe. Nie mam pojęcia, co w tym takiego zdrowego.
fot.Pina "sypialnia"

Poza tymi kilkoma chińskimi wpadkami mieszkanie jak już mówiłam jest całkiem normalne. Bardzo się cieszę, że czeka na nas nowa okolica, którą będziemy mogli odkrywać i dzielić się z wami naszymi przeżyciami. Na koniec jeszcze taka mała ciekawostka. Chińczycy wystawiają śmieci na klatkę schodową wieczorem, a dopiero rano wynoszą je do kosza. Czasem strasznie śmierdzi!
Do jutra!

3 komentarze:

  1. a nie doskwiera wam brak piekarnika w kuchni i tylko dwa palniki? bo mi tak.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa... brak piekarnika, całkiem o tym zapomniałam! To duży minus. Z piekarnikiem można by było jakiś chlebek sobie upiec, a tak zostają te słodkie wyroby chlebopodobne.... Palniki jakoś mi nie specjalnie przeszkadzają.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To teraz możesz się brać za lepienie pierogów i gotowanie rosołku! :D
    Pozdrawiam!

    Magda P.

    OdpowiedzUsuń