Na zakończenie naszej wycieki postanowiłam napisać kilka słów o samym mieście. Pekin, stolica Chińskiej Republiki Ludowej, miasto, którego liczba mieszkańców w 2013 roku wynosiła 21.150.000. W całej Polsce liczba mieszkańców wynosi niecałe 40 mln, a Pekin, to przecież tylko drugie miasteczko pod względem liczby ludności w Chinach.
fot.Chudy "Pekin" |
Pierwsza rzecz w Pekinie, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie to lotnisko, a dokładniej Terminal 3 wybudowany w roku 2008 z okazji letnich igrzysk olimpijskich w Pekinie. Oświetlenie oraz rozmiar tego terminalu zapierał dech w piersiach. Podobno jest to największy budynek na świecie oddany w jednym etapie, z powierzchnią 986 000 metrów kwadratowych. Posiada pięć kondygnacji naziemnych i dwie podziemne, ogromna wręcz budowla.
fot.Chudy "Airport Express" |
Między terminalami lotniska musi kursować pociąg, wyobraźcie sobie tylko jakie to wszystko musi być wielkie!
Metro w Pekinie, podobnie jak w Szanghaju jest bardzo dobrze oznakowane, w zasadzie nie ma opcji żeby się zgubić. Poruszanie się przy pomocy metra jest naprawdę wygodne i szybkie, pod warunkiem, że nie ma zbyt wielu wpychających się wszędzie Chińczyków.
fot.Pina "metro Pekin" |
fot.Pina "metro Pekin" |
fot.Pina "metro Pekin" |
Po wyjściu z podziemi Pekinu przywitały nas zatłoczone ulice miasta, sprzedawcy, zapach chińskiego grilla i mróz. Mimo, że termometry wskazywały tylko dwa stopnie poniżej zera, chłód powietrza dawał się we znaki nieco znaczniej, a to wszystko przez bardzo suche powietrze.
Od razu przypomniałam sobie jak to tutaj w Chinach jest zabawnie, ponieważ tylko Chińczycy potrafią tak zaplanować przejście dla pieszych, że wypadnie ono dokładnie po środku wielkiego skrzyżowania. Zmęczenie, ogromne walizki, pędzące samochody, światła, które nie obowiązują i to przejście dla pieszych - brakowało mi tej adrenaliny.
fot.Chudy "przejście na środku skrzyżowania" |
Bez chwili wahania zaopatrzyliśmy się w rękawiczki made in China, z magnetycznym paluszkiem do iPhona, którego nie mamy i ruszyliśmy pobijać Beijing. Jestem pewna, że Chińczycy nie wyobrażają sobie życia bez tych rękawiczek, podobnie jak bez iPhona.
fot.Chudy "uliczne stragany" |
fot.Chudy "uliczne stragany" |
Jak już wspominałam w ostatnim poście widoczność znacznie ograniczał nam smog. Bywa w Pekinie jednak tak, że przez smog nie widać słońca, także stwierdzam, że podczas naszej wizyty nie było jeszcze najgorzej. Widzieliśmy słońce, a nawet widzieliśmy, że świeci!
Kolejną rzeczą, która zasługuje na chwilę uwagi jest jedzenie w Pekinie. Kiedyś tam w postach wspominałam, że w Chinach kuchnia uzależniona jest od danego regionu. W Pekinie panuje inny klimat niż w zamieszkiwanym przez nas Fuzhou, dla zobrazowania w Pekinie jest teraz około -2 stopni Celsjusza, a u nas jakieś +15!
Mroźna zima panująca w stolicy Chin sprawiła, że ludzie odżywiają się tutaj zupełnie inaczej niż w innych regionach.
fot.Chudy "kuchnia pekińska" |
Pekińczycy zajadają się pszennymi bułeczkami gotowanymi na parze oraz przede wszystkim makaronem. Potrawy są bardzo gorące, ociekające tłuszczem oraz pikantne, tak by solidnie rozgrzać zmarznięte organizmy. Ponad to często można spotkać grillowane smakołyki oraz mięsko. Mówi się, że opiekane mięso wnieśli do pekińskiej kuchni Mongołowie... Kto to wie...
Trafiliśmy do pewnej, nietypowej restauracji, gdzie kelner przyniósł nam kartę, karteczkę i ołówek. Numerami dań zapisywaliśmy zamówienie, określając przy tym ilość sztuk i stopień ostrości. Każdy z kelnerów miał coś w rodzaju telefonu i wysyłał zamówienie do kolegów kucharzy. Muszę przyznać, że to bardzo szybki i sprytny sposób.
Tak solidnie rozgrzani pekińską kuchnią mogliśmy dalej podziwiać Beijing...
Spacerując nocą po Pekinie możesz niechcący zawisnąć na instalacji elektrycznej, gdyż kable wiszą dosłownie nad głowami pieszych, ale kto by się przejmował takimi drobiazgami... Prawda?!
fot.Chudy "Pekin nocą" |
fot.Chudy "Pekin nocą" |
Jako cel wieczornego spaceru wybraliśmy park Beihai, który niegdyś był ogrodem cesarskim. Park ten jest jednym z najstarszych a zarazem najlepiej zachowanych takich obiektów w Chinach. Jego powierzchnia całkowita wynosi około 69 ha, chyba sami rozumiecie, że całego nie zwiedziliśmy. Przeszliśmy jednak kilkoma niewielkimi, ale za to bardzo klimatycznymi uliczkami, w pobliżu jednego ze stawów.
fot.Pina "park Beihai" |
fot.Pina "park Beihai" |
fot.Pina "owoce w karmelu" |
fot.Pina "owoce w karmelu" |
Chińską specjalnością są również owoce w karmelu. Podawane na patyku miniaturowe jabłuszka, truskawki, kiwi i czego tylko dusza zapragnie. Spotykaliśmy je dosłownie na każdym kroku.
Kolejną atrakcją była możliwość pojeżdżenia na łyżwach, sankach czy dziwnych chińskich rowerach z płozami. Mimo późnej pory oraz mroźnego powietrza wielu Chińczyków dobrze bawiło się na lodzie.
fot.Pina "park Beihai" |
fot.Pina "park Beihai" |
Na koniec dla tych, którzy zgłodnieli wszechobecny, chiński grill. Uczmy się od Chińczyków, bo oni grillują nawet zimą - nie straszny im mróz!
fot.Pina "chiński grill" |
Tak oto kończymy przygodę z zimowym Pekinem, może będzie jeszcze okazja odwiedzić to miasto o innej, bardziej przyjaznej porze roku. Za dziś dziękuję i zapraszam na niedzielny post!
fot.Pina "Pekin nocą" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz