Ten wieczór w Hong Kongu miał nam upłynąć pod znakiem wielkich, zakupowych szaleństw a dzielnica, którą wybraliśmy jest podobno idealnym miejscem na takie wypady. W sumie to cały Hong Kong jest miastem, w którym bez problemu można się zatracić w buszowaniu po sklepach. My raczej rzadko oddajemy się takim rozrywkom ale kto by się oprał takiemu miastu jak to.
fot.Pina "Mong Kok" |
Na ulicach miasta przywitał nas niesamowity tłum. Powoli zbliżał się wieczór a ulice zostały zamknięte i zamienione w ogromne, uliczne markety. Miasto przybiera zupełnie innych barw choć w powietrzu wisi jeszcze deszcz. Jak wspominałam w ostatnim wpisie tym razem Hong Kong przywitał nas z prawdziwym impetem, czyli piorunami i strugami deszczu spływającymi po chodnikach. Na nasze szczęście pogoda trochę się uspokoiła i mogliśmy wyruszać.
Kierunek: Ladies Market.
fot.Pina "Mong Kok" |
fot.Pina "Ladies Market" |
Ladies' Market to nic innego jak uliczny targ mający ponad 1 km długości. Jest to miejsce gdzie możemy ćwiczyć swoje umiejętności targowania oraz anielskiej cierpliwości. Ta ostatnia przydaje się szczególnie nam, obcokrajowcom którzy wydają się idealnym łupem dla miejscowych sprzedawców.
Czasem negocjacje ze sprzedawcami były tak nieprawdopodobne, że aż zabawne. Momentami z trudem powstrzymywałam się od śmiechu, zwłaszcza gdy słyszałam jakie ceny proponują za swoje towary. Towary, które jak to w Chinach bywa, są zwykłymi podróbkami.
Ladies' Market nosi swoją nazwę od ogromnej ilości sprzedawanej tu odzieży i dodatków dla kobiet. Tak naprawdę to kupimy tam wszystko jak na każdym tego typu rynku w Chinach, poczynając od zegarków i biżuterii poprzez ubrania i buty a kończąc na płytach CD i innych drobiazgach.
Wiecie? Gdy zapytałam Jarosława już w drodze powrotnej o to, co najbardziej zapadło mu w pamięć podczas pokonywania wąskich uliczek marketu, bez wahania odpowiedział:
- " watches, copy watches " ?
- " rolex? Gold, silver, for lady, for man " ?
Próbując kupić torebkę...
- " how much this bag " ?
- " you want try? 159 HKD "!
- " no, thank you "
- " discount? 119? 100? 90? 80 "?!
Z każdym krokiem oddalającym nas od stoiska cena malała a sprzedawczyni krzyczała głośno. Ten dialog w zasadzie oddaje wszystko, co można powiedzieć o miejscu takim jak Ladies' Market. A tak na marginesie powiem wam, że torbę którą mieliśmy na oku kupiliśmy u siebie w Fuzhou, za jedyne 29 RMB czyli jakieś 15 PLN. Stwierdzam jednak, że wszystkie markety wyglądają tutaj tak samo a często nawet towar jest ten sam. Różnią się tylko ceny, które oczywiście są zabójcze jak na podróbki bo za te ceny kupilibyśmy już pewnie oryginał. Jest tu jednak praktykowana stara jak świat zasada negocjacji, która chyba nigdy nie upadnie: "trzeba mieć z czego zejść jak chce się negocjować".
fot.Pina "Mong Kok" |
Mong Kok jak przystało na porządną, azjatycką dzielnicę kusił zapachami rozmaitych potraw, gotowanych na świeżym powietrzu. Muszę przyznać, że naprawdę to lubię, czuje się wtedy ten niesamowity klimat i zapach danego miasta, bo każde z nich pachnie inaczej. Dla mnie Hong Kong tego wieczoru pachniał pieczoną kaczką, noodlami, nutellą i dobrą kawą...
fot.Pina "pieczone pyszności" |
fot.Pina "garkuchnia" |
fot.Pina "garkuchnia" |
Przechadzając się tu i tam wpadliśmy przelotem do jednego z największych centrów handlowych na Mong Kok - Langham Place. Przerażeni cenami na Ladies Market nie wybraliśmy się tam na zakupy, bo ceny w Longham Place pewnie by mnie zabiły. Poszliśmy tam przejechać się ruchomymi schodami na 12 piętro. Tak wiem... Brzmi bardzo dziwacznie ale nie wiecie jaka to była frajda. To były najdłuższe ruchome schody jakimi miałam okazję jechać i cudownie było znów się poczuć jak dziecko.
fot.Chudy "Langham Place" |
fot.Chudy "Langham Place" |
Kończąc wieczór w Hong Kongu skryliśmy się w lekko odludnym miejscu, by w spokoju skosztować miejscowego, zimnego piwka i przyjrzeć się lepiej miejskiemu życiu w Hong Kongu. Stwierdzam, że ludzie mieszkający tutaj wydają się być nieco snobistyczni. Dobrze widać, że lubią lansować się po mieście, centrach handlowych, restauracjach i klubach. Jednak jakoś wcale mnie to nie dziwi. Kiedyś gdy pierwszy raz pisałam o Hong Kongu powiedziałam, że to miasto, które musiało wyrosnąć w górę. Wniosek nasuwa się sam. Niewielkie mieszkania oferowane mieszkańcom nie są idealnym miejscem do spotkań towarzyskich, dlatego całe życie musiało przenieść się na ulice. Na ulicach widać zatem prawdziwą mieszankę odrębnych i niepowtarzalnych stylów i absolutnie nikt się tego nie wstydzi. Nawet ja - złotowłosa czuję się w Hong Kongu bardzo normalnie jak na miasto położone w Azji. Jarosław wydusił tylko z siebie krótkie: "czuję się tu jak w Londynie".
fot.Pina "Hong Kong inaczej" |
fot.Pina "Hong Kong inaczej" |
fot.Pina "Hong Kong inaczej" |
fot.Pina "Hong Kong inaczej" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz