No to zaczynamy podróż po magicznej Tajlandii, a rozpoczęliśmy ją w nieco szaleńczym stylu. Przez pomyłkę o mały włos nie spóźniliśmy się na samolot, ale na całe szczęście obsługa lotniska przyszła nam z pomocą i odprawę załatwiliśmy w jakieś niecałe 20 minut. Morderczy bieg z przeszkodami o poranku zaliczony! Na ostatnie wezwanie wbiegliśmy do samolotu, który był już wypełniony po brzegi Chińczykami. Uff... Udało się! Jesteśmy! Kierunek Bangkok!
fot.Pina "ulica Bangkoku" |
Bangkok przywitał nas palącym słońcem, korkami po horyzont, kolorowymi taksówkami i wszechobecnym językiem angielskim. O tak... Jak cudownie rozumieć wszystko co jest dookoła ciebie.
Teraz wystarczyło złapać jedną z tych kolorowych, cudnych taksówek i ruszyć w stronę hotelu. Zapowiada się szalony weekend w krainie rozpusty.
Nawet miłym przywitaniem był fakt, że trafił nam się taksówkarz, który nie miał zamiaru nas oszukać. Elegancko ubrany pan (zupełne przeciwieństwo chińskich taksówkarzy) od razu włączył licznik w swojej równie eleganckiej taksówce i ruszyliśmy.
fot.Pina "Bangkok pierwsze wrażenie" |
Jako miejsce pobytu wybraliśmy sobie jedną z najpopularniejszych ulic Bangkoku a zarazem, jedną z najbardziej rozrywkowych - Khao San Road. Tak by przez tych kilka dni być w samym sercu miasta i poczuć dokładnie jego klimat. Liczyliśmy się z tym, że będzie głośno ale to tylko kilka dni. Odpoczniemy już niedługo na jednej z bezludnych wysp. Heh...
Po podróży byliśmy straszliwie wygłodniali, dlatego o razu ruszyliśmy na ulicę w poszukiwaniu tajskich smakołyków. Uwierzcie mi, było w czym wybierać. Zapachy przygotowywanego jedzenia po prostu przyciągały do starych, rodzinnych, tajskich knajpek.
fot.Pina "tajska knajpka" |
Tak więc długo się nie zastanawiając usiedliśmy w jednej z nich. Pierwsza tajska restauracja, pierwsze tajskie jedzenie i oczywiście pierwsze tajskie, zimne piwko. Po pierwszym łyku poczułam jego moc. Wow! Piwo, które ma dokładnie 6%, rok takiego nie piliśmy... Chyba musimy być ostrożni :) Jedzenie było oczywiście wyśmienite a do tego tanie, bo ceny tajskich dań wahały się od 60-150 bahtów, czyli jakieś 6-15 polskich złotych. Za taki rarytas jak zimne piwo musieliśmy zapłacić średnio 90 bahtów, czyli 9 zł.
Z godziny na godzinę tłum na ulicy narastał a wraz z nim przybywało co raz więcej garkuchni, stoisk z aromatycznymi przekąskami, sklepów z pamiątkami i ubraniami. Kupisz tu dosłownie wszystko a ceny momentami były naprawdę powalająco niskie (przykładowo koszulka tajskiego adidasa - 100 bahtów, 10 zł).
fot.Chudy "Khao San Road" |
Jak by mnie ktoś zapytał o rzecz jaką najlepiej zapamiętałam z Khao San Road to wszechobecni Hindusi wciskający swoje garnitury Hugo Bossa jak tylko się da. Władali wszystkimi językami świata, oczywiście w bardzo okrojonym słownictwie, w tym również polskim! Czasami doprowadzały mnie do szału już słowa:
- "Dzień dobry, jak się masz"?
- "Polska, Warszawa, Legia Warszawa"!
- "Kup koszulę przyjacielu"!
I skąd oni wiedzieli, że jesteśmy z Polski? Jeden odpowiedział, że to widać. Mi się po prostu wydaje, że na ulicy poszła fama o polaczkach i tyle. Zdradzała nas może jedynie śnieżno-biała barwa skóry, dlatego dla wybierających się do Tajlandii mam małą radę: warto przed wyjazdem nabrać trochę kolorku dla własnego spokoju. Udało nam się jednak znaleźć sposób na Hindusa! Na proste pytanie "Where are you from"? Odpowiadaliśmy "from China" i dyskusji nie było.
fot.Chudy "kup pani koszulę" |
Jak już mówiłam Khao San Road to jedna z tych ulic na której znajdziesz wszystko, dlatego po przepysznej kolacji oddaliśmy się rytmom Bangkoku. Przechadzaliśmy się zakamarkami tego magicznego miejsca, próbowaliśmy nowych smaków, rozmawialiśmy z niezwykle przyjaznymi ludźmi i tak płynął nam czas... Nawet swój urok miało tutaj to, że wszyscy chcą żebyś coś od nich kupił!
fot.Pina "Khao San Road" |
fot.Pina "Khao San Road" |
fot.Pina "skorpiony" |
fot.Pina "owocowe soki" |
fot.Pina "owoce morza" |
fot.Pina "tuk tuki" |
fot.Pina "Khao San Road" |
fot.Pina "Durian sweet fruit" |
fot.Pina "owocowe przekąski" |
Podsumowują ten krótki wstęp do całej opowieści o przygodach z Tajlandii powiem wam tylko tyle, że pewien znajomy powiedział nam:
"jak już raz pojedziecie do Tajlandii to będziecie chcieli jeszcze tam wrócić".
Miał rację! Powiem nawet więcej. Ja tego pierwszego dnia czułam, że nie będę chciała stąd wyjeżdżać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz