Kończąc na jakiś czas opowieści o Hong Kongu a było ich całkiem sporo, chciałabym wam pokazać jak to miasto wygląda po zmroku. Dzielnice rozbłyskają blaskiem kolorowych, neonowych reklam, muzyka przenika przez każdy kąt a zapachy gotowanego na powietrzu jedzenia sprawiają, że nie przestajesz być głodny.
|
fot.Pina "nocne ulice Hong Kongu" |
Właściwie to wspominałam już niejednokrotnie o tym jak wygląda Hong Kong, jak toczy się tutejsze życie więc chyba nie ma potrzeby bym znów pisała o tym samym. Dorzucę tylko kilka fotek z nocnych spacerów tak byście mogli poczuć, że jesteście razem z nami w Hong Kongu. Ach... opowiem jeszcze krótką historyjkę.
Otóż podczas jednej z wizyt w królestwie zakupów (Hong Kongu) Jarosław natknął na coś, czego pragnął od bardzo dawna. Co to takiego? Kebab! Prawdziwy, turecki kebab. Jego mina i szczęście w oczach było bezcenne...
|
fot.Pina "turecki kebab" |
Właściwie to nawet nie zapytał czy mam ochotę, zarządził: "na kebaba marsz"! No to poszliśmy na kolację z Turkami...
|
fot.Pina "turecki kebab" |
Wnętrze no wiecie, jak to w kebabowni niczym nie różni się od tego, co zobaczycie w Polsce. Zaskoczona byłam jedynie dość wysokimi cenami ( 80 HKD czyli powiedzmy jakieś 40 PLN za kebaba) ale pomyślałam, że za prawdziwego kebaba warto.
Zamówiliśmy i oczekiwaliśmy. Na zewnątrz upał ale niestety zimnego piwka wypić akurat do tej kolacji nie mogliśmy. I wiecie co? Nasze rozczarowanie było ogromne.
Kebab był tłusty, bez smaku i ogólnie to niezbyt smaczny. Podano nam do niego cztery sosy: pikantny, a'la czosnkowy, miętowy i jakiś żółty, niezidentyfikowany. Ale nawet sosy mu nie pomogły! Wniosek mam zatem tylko jeden: zdecydowanie wolę kebaba od polskich Turków i już nie mogę się doczekać kiedy takiego skosztuję!
Kolejnym razem już nie eksperymentowaliśmy z kolacją i postanowiliśmy spróbować czegoś bardziej lokalnego. Skusiliśmy się na noodle w stylu Hong Kong, które mimo tego, że wybraliśmy średnią ostrość były piekielnie ostre. Ja szukałam spring rolls'ów ale niestety nic z tego nie wyszło, na spring rolls'y trzeba chyba jechać do Japonii.
|
fot.Pina "lokalne przysmaki" |
Po napełnieniu brzuszków można ruszyć na zakupy. O zakupach w Hong Kongu też wspominałam już niejednokrotnie. Tu po prostu każda noc wygląda tak samo. Europejczycy kupują całe mnóstwo podrabianych towarów, żeby po powrocie do swojego kraju poszpanować odrobiną luksusu. Męskie bokserki Calvina Kleina rozchodziły się tego dnia jak świeże bułeczki! Faceci prawie wyrywali je sobie z rąk. Hahh... A my? No a my po powrocie będziemy tak oryginalni, jak sprzedawany w Chinach towar! Tym małym żarcikiem na dziś kończymy, zapraszam jeszcze tylko na kilka fotek z ulicy nazywanej Temple Street, która wbrew nazwie nie jest miejscem wielu świątyń a wielkim, chińskim marketem! Dzięki za dziś!
|
fot.Pina "Temple Street" |
|
fot.Chudy "Temple Street" |
|
fot.Chudy "Temple Street" |
|
fot.Pina "Temple Street" |
|
fot.Pina "Temple Street" |
|
fot.Pina "Temple Street" |
|
fot.Pina "Temple Street" |
|
fot.Pina "Temple Street" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz