Stopniowo zapoznając się z dziką i jak już zdążyliśmy się przekonać nieprzewidywalną wyspą, odkrywamy coraz to nowe zakamarki oraz smaki prawdziwej Tajlandii. Powoli poznajemy tutejsze życie. Nieodzownym elementem tego tajskiego życia oprócz religii, jest oczywiście jedzenie. Najwspanialsze jedzenie pod słońcem! Może się już trochę powtarzam ale ja po prostu pokochałam tajską kuchnię. Wy z pewnością też byście ją pokochali. Zabieram was zatem na obiad na najlepszy spożywczy targ na całej wyspie Koh Phangan.
|
fot. Pina "spożywczy targ na Koh Phangan" |
Targ ten funkcjonuje przez cały dzień ale jak łatwo się domyślić prawdziwe życie rozkwita tutaj dopiero po zmierzchu. Nadciągają fale turystów i miejscowej ludności. Nadciągają również całe zastępy kucharzy, najlepszych kucharzy na świecie, bo są to kucharze z zamiłowania do narodowej kuchni. Te zapachy unoszące się powietrzu... Słodki aromat przeplata się z ostrym. Nad nami unosi się wielka parowa chmura. Postanawiamy najpierw okrążyć targ, by zdecydować co dziś dobrego zjemy.
|
fot. Pina "spożywczy targ na Koh Phangan" |
Jedno okrążenie, drugie, trzecie...
- Jarosław co jesz?
- Sam nie wiem, to wszystko tak dobrze wygląda i jeszcze lepiej pachnie!
Decyzja była bardzo trudna ale jakoś przebrnęliśmy przez tę zdecydowanie jedną z najważniejszych spraw naszego życia. Tajski kebab, tajskie sajgonki i tajska zupa na dziś będzie w sam raz. Jutro wrócimy po dalsze doznania smakowe.
|
fot.Pina "tajski kebab" |
Tajski kebab był rewelacyjny. Świadczy o tym chociażby fakt, że wracaliśmy po niego niejednokrotnie. Śmiem stwierdzić, że był jakieś sto razy lepszy od tego tureckiego z Hong Kongu.
Prawdziwe mięsko z kurczaka, delikatne, które oczywiście przed zakupem otrzymaliśmy do degustacji. W Tajlandii nie kupuje się kota w worku a to czyni tej kraj jeszcze wspanialszym.
Rzecz, która była w całym kebabie dla mnie najbardziej nieprawdopodobna to sos czosnkowy. Domowej roboty sos czosnkowy z koperkiem. Rok takiego nie jadłam. Palce lizać!
Próbowaliśmy także sajgonek, które akurat nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia ale chyba po prostu nie trafiłam. Zostało tylko jedno stoisko tego wieczora z sajgonkami, więc nie miałam wyboru. No, chyba wiem też dlaczego zostało akurat to stoisko.
Nieudane sajgonki rekompensowaliśmy sobie przepyszną tajską zupą ze świeżymi dodatkami. W skrócie mogę powiedzieć, że był to taki polski rosołek, tylko nieco bardziej urozmaicony.
|
fot.Pina "tajska zupa" |
Mimo późnej godziny targ tętnił życiem. Miałam wrażenie, że ludzi wręcz przybywa. Wszyscy spędzali czas na rozmowach przy posiłkach, sącząc powoli zimne, miejscowe piwo. Czas płynie tutaj tak wolno.
|
fot.Pina "grillowane ryby" |
|
fot.Pina "pierożki" |
Po każdej dobrej kolacji trzeba przekąsić małą porcję owoców. Tak jest również w Chinach. W restauracjach często gratis, na koniec podaje się niewielki talerz owoców. Jest bardzo gorąco i wilgotno, dlatego owoce będą świetnym pomysłem. Decydujemy się na owocowy koktajl. Wybór jest oczywiście tak duży, że znów mamy problem z podjęciem decyzji. Kilka minut później w ręku trzymaliśmy jedną witaminową bombę z arbuzem, miętą i mango a drugą z truskawkami, borówkami i malinami. Pyszne orzeźwienie! Dokupiliśmy sobie jeszcze kilka owoców do jutrzejszego śniadania i ruszamy na mały spacer po tak obfitej kolacji!
|
fot.Pina "koktajlowe stoisko" |
|
fot.Pina "budyniowe jabłka" |
|
fot.Pina "rambutan" |
Na drugi dzień powróciliśmy na targ z podwójnym głodem ale za to byliśmy w 100% zdecydowani co jemy. Wczorajszy zapach pieczonego mięska w ceramicznym kotle chodził za mną przez cały dzień. Skoro pachnie tak fantastycznie to z pewnością tak też będzie smakować.
|
fot.Pina "ceramiczny grill" |
Pan Taj przygotował dla nas najpyszniejsze na świecie, podwójnie ostre, pieczone piersi z kurczaka oraz żeberka z dodatkiem świeżej sałatki. Podwójnie ostre w Tajlandii! Wyobrażacie to sobie? Pachniało przecież tak cudownie, że musi się dać zjeść. Jeszcze tylko odrobina sosu i już wszystko gotowe.
|
fot.Pina "pieczone mięso" |
|
fot.Pina "ceramiczny kocioł" |
Papierowe talerze uginały się od ilości mięsa. Pozostało znaleźć tylko jakieś miejsce siedzące i można próbować. Podwójnie ostre. Mhmm... Poczułam po pierwszym kęsie i co sił w nogach poleciałam kupić dwa zimne piwa i wodę. Uh... Z oczu leciały mi łzy, z czoła spływał mi pot a usta niemiłosiernie piekły od czerwonych płatków chilli. Po takiej potrawie usta będę miała niczym po botoksie! Nie zmienia to jednak faktu, że danie to rozpływało się w ustach, delikatne mięso, upieczone w przyprawach... Tak dawno tego nie jadłam. Nawet nie wiedziałam, że będę tęsknić za takimi rzeczami jak grillowana pierś z kurczaka. To takie banalne! Jarosław w przeciwieństwie do mnie jadł z niewzruszoną miną. Udawał twardziela! Nie chciał się za nic przyznać, że żeberka też są tak piekielnie ostre. A przecież wypił piwo prawie jednym duszkiem... Mężczyzna musi być twardy jak skała. Ach ta męska duma...
|
fot.Pina "pieczone ogniste żeberka" |
|
fot.Pina "pieczona ognista pierś z kurczaka" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz