Ostatnio mieliśmy okazję zwiedzać środkową część Chin a dokładniej prowincję nazywaną Syczuanem. Najbardziej rozpoznawalnym punktem tej prowincji jest znana chyba na całym świecie kuchnia syczuańska. Jednak dzisiaj chciałam nie o kuchni a o tym, co ten teren ma o zaoferowania turystom. Dzięki pomocy naszych chińskich przyjaciół mogliśmy w sobotni poranek wyruszyć na zwiedzanie okolic Chengdu.
|
fot.Chudy "wielki Budda" |
Pobudka o 5.00 nie była łatwa, ponieważ za sobą mieliśmy tydzień ciężkiej pracy a dodatkowa walka ze spóźnialskimi sprawiła, że poranek był dość intensywny. Na szczęście po 6.00 byliśmy już na dworcu autobusowym. Słońce dopiero powoli oświetlało ulice miasta. Zjedliśmy szybkie śniadanie na ulicy i zapakowaliśmy się do różowego autobusu, który śmierdział trochę starymi Chińczykami może dlatego, że był nimi wypełniony po brzegi. Pomyślałam tylko o tym, że to będzie długa droga.
|
fot.Chudy "śniadaniowe bułeczki na parze" |
Po około dwóch godzinach wysłuchiwania odgłosów chrapania i plucia w plastikowe torebeczki byliśmy już na miejscu. Zapach świeżego powietrza dobrze na nas podziałał. Tereny prowincji Syczuan to największa duma ich mieszkańców. Wiele z nich zostało wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Nie pozostało nam nic innego jak ruszyć z całą wycieczką i przekonać się na własne oczy, czy te tereny są rzeczywiście tak piękne.
|
fot.Pina "szlak gór Leshan" |
Wąską uliczką zmierzaliśmy powoli w kierunku Wielkiego Buddy, który jest znakiem rozpoznawczym gór Leshan.
Nasi chiński przyjaciele ciągle przestrzegali nas przed tym, żeby nie robić zdjęć, podobno było to zabronione. Tak przynajmniej mówił przewodnik. Ja jednak postanowiłam się tym nie przejmować, bo ten zakaz dotyczył chyba tylko obcokrajowców. Sami Chińczycy wykonywali sobie pod figurami Buddy selfie w rozmaitych pozach a to przecież ich religia, dlaczego ja więc miałabym tak bardzo się tym przejmować, skoro dla nich najwidoczniej to nie był taki duży problem.
Nasz kolega jest dość mocno wierzący więc starałam się tylko aby on nie wiedział, że robię zdjęcia, tak by nie poczuł się urażony. Choć później sam sobie pstrykał selfie.
Ach Ci Chińczycy...
|
fot.Pina "szlak gór Leshan" |
|
fot.Pina "szlak gór Leshan" |
Po chwili maszerowania i podziwiania zniszczonych już figur wydrążonych w skałach naszym oczom ukazał się Wielki Budda. Musicie uwierzyć mi na słowo, że on jest naprawdę WIELKI i robi równie ogromne wrażenie. Ta statua ma w końcu aż 71 metrów wysokości...
Poza tym, że Wielki Budda jest popularną atrakcją turystyczną ma on również znaczenie mocno religijne, został zbudowany przez pewnego mnicha by wpływał na burzliwe wody rzek, które przepływają u jego stóp.
|
fot.Chudy "wielki Budda" |
|
fot.Chudy "widok z gór Leshan" |
|
fot.Chudy "wielki Budda" |
|
fot.Pina "wielki Budda" |
Stojąc obok głowy posągu nie czułam tak bardzo ogromu jego rozmiarów, aby dostać się do stóp Wielkiego Buddy musieliśmy pokonać wąskie schodki, które prowadziły również do podnóża góry. Była wczesna, ranna godzina więc udało nam się stanąć na przodzie kolejki, jednak z każdą godziną tłum skupiający się za nami narastał. Ja z kolei z każdym krokiem stawianym w dół byłam pod coraz większym wrażeniem tego dzieła sztuki. Jak można było wykonać tak olbrzymi posąg? Nie wiem, wiem tylko tyle, że jeśli chodzi religijne, chińskie budowle to Chińczycy mają niezwykły rozmach i wyobraźnię.
|
fot.Chudy "schody prowadzące do stóp wielkiego Buddy" |
Gdy już zeszliśmy na dół zdałam sobie tylko sprawę z tego, że mogłabym być jedynie palcem u stopy takiego Buddy (mam na myśli rozmiar oczywiście) i to w dodatku jednym z tych mniejszych.
|
fot.Pina "wielki Budda" |
|
fot.Pina "wielki Budda" |
Po takich wrażeniach musieliśmy troszkę ochłonąć i poczekać aż emocje nieco opadną zanim wyruszymy dalej w góry. Ukojenie przyniosła tradycyjna, zielona, chińska herbatka zaserwowana w samym sercu górzystej dżungli. Popijając herbatę gdzieś w oddali usłyszałam odgłosy małp skaczących po drzewach. Było to niezwykłe uczucie. Zwykle popijając poranną kawę czy herbatę na tarasie słuchamy śpiewu ptaków...
|
fot.Pina "zielona herbata" |
Chińskie góry podobnie jak same Chiny skrywają w sobie wiele niespodzianek. Okazało się zatem, że naszym kolejnym przystankiem jest również Budda tylko, że większy. Zaciekawieni wyruszyliśmy w drogę. Podczas wędrowania mijaliśmy wiele miejsc religijnego kultu oraz świątyń, w których zatrzymywali się Chińczycy, by doznać swego rodzaju oczyszczenia. Miejsce to mimo ogromnego zmęczenia i upału robiło na mnie coraz większe wrażenie.
|
fot.Pina "świątynie" |
Świątynie skryte gdzieś w środku górzystej dżungli miały niezwykły klimat. Całe otoczenie pozwalało się wyciszyć, odprężyć i uspokoić...
|
fot.Pina "świątynie" |
|
fot.Pina "świątynie" |
|
fot.Pina "świątynie" |
|
fot.Pina "świątynie" |
Na końcu długiej drogi czekał na nas "śpiący Budda" nazywany tak często ze względu na swoją leżącą pozycję. Jeśli mam być szczera to ten Budda nie robił tak dużego wrażenia, pewnie dlatego, że w większości przykryty jest drzewami. Szczerze mówiąc byłam już tak zmęczona, że gdyby nie tłum Chińczyków robiący tam zdjęcia to obawiam się, że mogłabym tego Buddę przegapić. Wszyscy potrzebowali chwili odpoczynku i czasu na krótką drzemkę... To był długi dzień a przed nami była jeszcze długa droga na szczyt góry. Tam mieliśmy spędzić dzisiejszą noc... O tym jednak następnym razem, Zapraszam na kolejne relacje z wycieczek po Syczuanie i chińskich górach.
|
fot.Chudy "leżący Budda" |
|
fot.Chudy "leżący Budda" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz