Dziś zakończę naszą weekendową przygodę z kobietą o imieniu Rosalie. Punktem końcowym spotkania była oczywiście świątynia buddyjska. Na całe szczęście akurat tej jeszcze nie zdążyliśmy odwiedzić. Przyznam szczerze, że o jej istnieniu nawet nie wiedzieliśmy, a była tuż pod nosem. Zapraszam zatem na kolejne spotkanie z Buddą.
fot.Chudy "wejście do świątyni" |
Świątynia do której się udaliśmy położona była u podnóża gór Qishan. Jest to nowe miejsce na mapie wyznawców buddyzmu, w zasadzie to budowa wciąż trwa.
Wejście na teren świątyni zaakcentowane było ogromną bramą oraz dwoma posągami słoni. Dlaczego słonie? A zastanawialiście się kiedyś nad tym skąd u nas wziął się zwyczaj zabierania ze sobą na ważniejsze spotkania czy egzaminy słonika z podniesioną trąbą?
fot.Pina "brama do świątynia" |
Sądzę, że zwyczaj ten przywędrował z kultury Indii. Tam szczególnie biały słoń odgrywał ważną rolę w życiu religijnym oraz kulturze. Podobno to Amerykanie zafascynowali się i podkradli sobie przynoszącego szczęście, białego słonia. Później sami wiecie, inni poszli w ich ślady i tak już zostało do dziś.
Również w buddyzmie słoń odgrywa ważną rolę, ponieważ utożsamiany jest z intelektem i mądrością. Biały słoń symbolizuje Buddę.
Za bramą znajdował się niewielki zbiornik wodny i kilka posągów. Niestety przejście na tą wyspę nie zostało jeszcze wybudowane i nie mogliśmy przyjrzeć się im z bliska.
fot.Pina "posągi" |
fot.Pina "widok ze świątyni" |
fot.Pina "widok ze świątyni" |
Ciekawostką było to, że ziemia miała niezwykle czerwony kolor w tych okolicach. Nawet płynąca obok woda przybierała tę barwę. Zauważyłam to już podczas spacerów po górach ale wtedy nie zdawałam sobie sprawy z tego, ile takiej ziemi jest tu dookoła. Była dosłownie wszędzie...
My jednak udaliśmy się dalej w stronę budynków świątynnych. Układ tego miejsca przypominał mi bardzo Zakazane Miasto w Pekinie. Podobne budynki i ich rozmieszczenie sprawiało, że miałam wrażenie jakbym była w miniaturowy oczywiście, Zakazanym Mieście.
Na zewnątrz było wiele posągów przedstawiających różne wcielenia Buddy. Wydaje mi się, że czekały one na odpowiednie umiejscowienie w budynkach, które nie były jeszcze wykończone. Niektóre z tych postaci wyglądały naprawdę bardzo realistycznie...
fot.Pina "posągi Buddy" |
fot.Pina "posągi Buddy" |
fot.Pina "posągi Buddy" |
fot.Pina "posągi Buddy" |
Ten Budda chyba akurat trochę za dużo zjadł. Ale co ciekawe Budda przy tuszy często określany jest jako "śmiejący się Budda", a najbardziej popularny jest właśnie w Chinach.
Najczęściej spotkamy tutaj obraz Buddy z uśmiechem na ustach, wielkim, gołym brzuchalem i czasami z niewielkim woreczkiem przy pasie, z którego rozdaje skarby. Jest symbolem szczęścia i pomyślności.
Zastanawia mnie tylko jedno, dlaczego Chińczycy, którzy tak bardzo dbają o swój wygląd zewnętrzny pokochali akurat tego grubego Buddę? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi...
fot.Pina "świątynia" |
fot.Pina "stwór" |
Jak to już chyba bywa we wszystkich świątyniach w Chinach, wejścia pilnował pewien stwór, którego mieliśmy okazję już poznać.
Dla tych którzy nie pamiętają przypomnę tylko, że jego zadaniem jest sprawowanie opieki nad świętymi miejscami. Jest symbolem zła i wszelkich demonów, które zostały pokonane przez człowieka i w pewien sposób oswojone.
Podtrzymuję także moje zdanie na temat tego, że jego wygląd nie jest zbyt sympatyczny, ale może właśnie o to wszystko w tym chodzi.
We wnętrzach świątyni znajdowały przeogromne posągi uśmiechniętego, grubego Buddy. Postaci Buddy o tak dużych wymiarach jeszcze nie widziałam, robiły ogromne wrażenie. Niestety nie robiłam zdjęć przez wzgląd na szacunek dla Rosalie, która jest wyznawcą buddyzmu i prosiła nas abyśmy tego nie robili. Kiedyś rozmawialiśmy na ten temat z pewnym Chińczykiem, który powiedział nam, że jeżeli nie ma napisu, który tego zabrania to raczej nikt nie powinien mieć nic przeciwko. Jednak obiecałam już Rosalie i nie chciałam łamać tej obietnicy.
fot.Pina "świątynia" |
fot.Chudy "świątynia" |
fot.Pina "świątynia" |
fot.Pina "świątynia" |
fot.Pina "świątynia" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz