No to dopadł nas nawet w Chinach ten niedobry rok 2015. To było nieuniknione ale przynajmniej odwleczone w czasie. Według Chińczyków i tak jesteśmy młodsi o rok, ponieważ w Chinach możesz powiedzieć, że masz X lat dopiero, po upływie tego roku. Tok myślenia bardzo logiczny, bo dlaczego mam mówić, że mam 60 lat w dniu, w którym mam urodziny? Mogę tak powiedzieć dopiero, gdy przeżyję te 60 lat. No! Ale nie o tym miało być!
fot.Chudy "stare miasto w nowy rok" |
Miało być o tym, że w pierwszy dzień nowego roku wybraliśmy się z wizytą na stare miasto. Jak się okazało, nie tylko my wpadliśmy na ten genialny pomysł. Chyba myślimy już typowo po chińsku. A tak szczerze, to wybraliśmy się tam z nadzieją na obejrzenie jakiegoś noworocznego spektaklu albo parady. Niestety prócz tłumu nie zastaliśmy nic specjalnie nowego. Oooo! Ludzi to tam było niemało. Maszerowaliśmy więc ulicami Starego Miasta z prądem, bo inaczej się nie dało.
fot.Chudy "stare miasto w nowy rok" |
Miłym widokiem były dzieciaczki ubrane w tradycyjne, noworoczne chińskie stroje w kolorze szczęścia. Królowała zdecydowanie czerwień!
fot.Chudy "tradycyjne stroje" |
Spoglądając teraz na zdjęcie moje na tle tłumu muszę przyznać, że rzeczywiście się wyróżniam. Nie zdajecie sobie sprawy z tego, jakie to dziwne uczucie, jak wszyscy w tym tłumie zwracali wzrok na mnie i wytykali palcami. Myślałam, że już dawno do tego przywykłam ale tego dnia palców i zdziwionych wzroków było zdecydowanie za dużo. Ciekawi mnie jeszcze ile tego dnia zrobiono mi fotek z ukrycia. Z pewnością było ich wiele...
fot.Chudy "ludzka bryczka" |
Jedni spacerowali ale była też alternatywna opcja dla wygodnych. Ubrany na czerwono pan z bryczką, za odpowiednią opłatą chętnie odciążył zmęczone nogi. Nie wiem, naprawdę nie wiem jak ów pan przeciskał się powozem przez tłum wygłodniałych Chińczyków. Nogami było tego dnia zdecydowania szybciej i wygodniej też.
fot.Chudy "ludzka bryczka" |
Czy ja właśnie napisałam tłum wygłodniałych Chińczyków? Tak, zgadza się. Od początku pobytu tutaj w Chinach nie irytowali mnie jeszcze jedzący na patyku wszystko, Chińczycy. Tego dnia tak! Bo wyobraźcie sobie taki tłum, który mozolnie porusza się do przodu, z każdej strony wrzeszczące dzieci i oni... Oni to znaczy chińscy ludzie uzbrojeni w patyki, na które nabite były całe rozpłaszczone ośmiornice. Bezlitośni Oni obgryzali ośmiornicę z każdej strony, potykając się przy tym o innych, brudząc ich tymi ośmiornicami... Pożerali je dosłownie pożerali je wzrokiem i walczyli z lekko gumowatym mięsem, bo jedzenia to raczej nie przypominało.
Musiałam być czujna, czy jakaś przyczajona ośmiornica mnie nie zaatakuje z zaskoczenia.
Jedzenia na całej ulicy jest mnóstwo, tego akurat dnia królowały pewne tradycyjne potrawy spożywane przez Chińczyków w czasie Nowego Roku.
Po raz pierwszy widziałam jak Chińczycy przygotowują kompot. Sądziłam, że raczej nie przyrządzają tego napoju, jak widać, myliłam się. Choć podchodziłam do tej wielkiej miski z lekką nieufnością i ostrożnością, bo z daleka wyglądało to jak gotowane jajka w dziwnym wywarze. Poniosła mnie jednak wyobraźnia! Orzechy, arbuzy w całości, wilcze jagody i inne aromatyczne przyprawy pływały w wywarze.
fot.Chudy "kompot" |
fot.Chudy "durian" |
W sklepach i na rynkach pojawił się ostatnio pewien tajemniczy owoc zwany durianem. Jego wymiary są czasami naprawdę imponujące ale ma on w sobie coś bardziej... pociągającego. Tak!
Jeżeli pociąga was zapach kapusty i szczypiorku to owoc idealny dla was.
Otóż ten nietypowy owoc jest słodki, a śmierdzi właśnie jak kapusta zmieszana ze szczypiorkiem. Cuchnie, po prostu cuchnie okropnie.
Do tego wszystkiego jego cena zwala z nóg, ponieważ z malutki kawałek tego śmierdziuszka trzeba zapłacić 30 RMB czyli 15 PLN.
Nie wiem, naprawdę nie wiem jak oni mogą to jeść. My z Jarosławem nieświadomie kupiliśmy cukierki o smaku tego owocu jak jechaliśmy do Polski. Moja siostrzenica straszyła wszystkich tymi śmierdzącymi cukierkami!
Wracając jednak do przyjemniejszych tematów, na spożywczym targu staromiejskim królowały oczywiście pierożki i bułeczki na parze w przeróżnych wydaniach, smakach oraz nadzieniach. O próbowaniu raczej szybko zapomniałam, bo najwięcej ludzi stało oczywiście w kolejkach po jedzenie. Ach Ci Chińczycy! Wiecznie nienażarci.
fot.Chudy "bułeczki na parze" |
fot.Chudy "bułeczki na parze" |
Tutaj przy jabłkach pewien pan demonstrował cudowną sokowirówkę z dodatkową opcją - Chińczyko-odporną! Walił w nią młotkiem i udowadniał, że nic się z nią nie stanie. Sokowirówka na czasy ciężkiej wojny, kuloodporna! Będzie robiła za ka ka ka kask.
fot.Chudy "chińskie jabłka" |
fot.Chudy "kokosy" |
fot.Chudy "chińskie ciastka" |
Na koniec spotkaliśmy jakiegoś chińskiego artystę, który stworzył małą książeczkę z historią Starego Miasta w Fuzhou. Książeczka ta była również w języku angielskim więc zdecydowaliśmy się na zakup. Artysta bardzo się ucieszył, jeszcze bardziej ucieszył się z niewielkiej ale jednak naszej znajomości języka chińskiego. Z tej całej radości dał nam na egzemplarzu autograf i zaprosił do wspólnego zdjęcia. W sumie to mnie zaprosił hehh! Nie obrażaj się tylko Jarosławie!
Dopiero jak stanęłam po drugiej stronie stolika pozując do zdjęcia zauważyłam, jaki tłum zebrał się wokół nas... Wszyscy wpatrywali się we mnie jak w wybryk natury!
fot.Chudy "spotkanie z artystą" |
To by było na tyle z naszej noworocznej wyprawy. Czuję się nieco rozczarowana, że nie udało nam się zobaczyć tradycyjnej, chińskiej parady ze smokami ale najwidoczniej wybraliśmy nieodpowiednie miejsce. No cóż... Mamy dużo czasu na małe podróże, więc pewnie wkrótce opowiem Wam coś ciekawego. Pozdrawiam!
fot.Chudy "artystyczne wariacje" |
fot.Chudy "artystyczne wariacje" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz