Translate

26 marca 2015

Jak działa firma kurierska w Chinach

O tym, że w firmach kurierskich jest niezły bajzel wie chyba każdy. Większość z nas przekonała się też pewnie czym grozi nierozgarnięty pan kurier. Jednak to, co zobaczyłam w Chinach przebiło moje wyobrażenia na temat usług kurierskich, bez których obecny świat by nie istniał, podobnie jak bez internetu. 
fot.Chudy "usługi kurierskie"
Siedziba chińskiej firmy kurierskiej wygląda dokładnie tak jak na obrazku powyżej. Ta przynajmniej jest zadaszona, bo jak za chwilkę sami się przekonacie, nie zawsze tak jest. Zdjęcia zrobiliśmy akurat po okresie mega promocji na chińskich stronach internetowych. Co jakiś czas portale internetowe, które mają w swojej ofercie sprzedaż różnych produktów, organizują wielkie wyprzedaże. Niemal każdy Chińczyk czatuje wtedy w sieci, w poszukiwaniu czegoś specjalnego dla siebie. Po takiej promocji rozpoczyna się gorący okres dla kurierów, których środkiem transportu jest najczęściej skuter wypakowany do granic swoich możliwości.
fot.Chudy "usługi kurierskie"
Towar został dosłownie wywalony na środku chodnika, pod mostem i przez całe dwa dni pilnowało go dwóch gości. Jedli sobie posiłki, grali w karty i oglądali filmy. W tym czasie skuterowi dostawcy podjeżdżali kolejno, wygrzebując ze sterty paczek te, które akurat oni muszą dostarczyć na miejsce. Obok przesyłek swobodnie przechodzili sobie piesi a co najważniejsze, nikt nawet nie pomyślał o tym, żeby ukraść tak porozrzucany towar, co pewnie nie byłoby specjalnie trudne. 

fot.Chudy "usługi kurierskie"
Przesyłki w Chinach dochodzą zazwyczaj bardzo szybko. O ile w ogóle dotrą na miejsce ale to całkiem inna historia. Po takich wyprzedażach chyba można się domyślić, że opóźnienia były ogromne, momentami przekraczające czas oczekiwania o jakieś dwa, trzy tygodnie. To jedyny czas, w którym chińscy, skuterowi kurierzy po prostu, po ludzku, nie dają rady i nikt nie ma im tego za złe. Każdy cierpliwe czeka na rzeczy zakupione po niezwykle okazyjnej cenie w nadziei, że dotrą.

Czasem jednak jest tak, że firma kurierska się pomyli. Wyśle paczkę nie tam gdzie trzeba, pod inny adres, do innego miasta i do innego odbiorcy. Taka sytuacja jest dość powszechna tutaj, nie wiem tylko dlaczego... Nam ostatnio także przytrafiła się podobna przygoda. O poranku do naszych drzwi zapukał kurier, wepchnął paczkę do ręki i poszedł. Tylko, że paczka nie należała do nas. Myślę, że tę historię opowiem wam następnym razem.

Tymczasem możecie sobie teraz lepiej wyobrazić jak traktowane są wasze paczuszki z zakupami, szczególnie jeśli są z Chin. Na połowie z nich były przyklejone taśmy z napisem "uwaga szkło" itp. Kto by się tylko przejmował takimi szczegółami prawda?!
fot.Chudy "usługi kurierskie"

23 marca 2015

Chińska siłownia

Generalnie jest tak, że na terenie siłowni obowiązuje zakaz robienia zdjęć ale nam Europejczykom przecież nikt nie zwróci uwagi, bo jak... Język angielski zna jedynie dwóch instruktorów, którzy darzą nas sympatią, więc nie było problemu. Poza tym, Chińczycy wchodząc na siłownię nie zostawiają telefonów i tabletów w szatni. Zawsze mają je przy sobie, skąd zatem wiadomo że nie robią zdjęć? Robią je nieustannie i pewnie wrzucają od razu na WeChat.
fot.Chudy "kettlebell"
Chiński luz o którym niejednokrotnie wspominałam, przejawia się również na siłowni. Mam na myśli oczywiście gości, wpadających na siłkę w japonkach i lnianych koszulach, garniturach i eleganckich mokasynach, obcisłych dżinsach z ogromnymi złotymi paskami na biodrach. Takie awangardowe stroje nie przeszkadzają w tym by pobiegać na bieżni, czy powyciskać "bica" na maszynie, spocić się i pokazać na ile cię stać krzycząc do kolegów by dołożyli ciężarów.

fot.Pina "chińska siłownia"
Zawsze patrzę z podziwem na tych ludzi biegających po bieżni w japonkach, często tyłem a jakby tego wszystkiego było mało, oglądających przy tym chiński serial na najnowszym modelu iPhone. 

Niejedna wypłata wydana na ten najnowszy cud techniki, który często podczas ćwiczeń lądował z hukiem na twardej posadzce, odbijając się przy tym od bieżni. Wtedy Chińczyk myśli tylko o tym, że warto było wydać tysiące Yuanów na telefon, który z takiego zderzenia wychodzi w całości. Niejednokrotnie!  Bo to, że podczas ćwiczeń kabel od słuchawek zaplątał się  wokół nogi raz czy dwa, nie powstrzyma Chińczyka przed oglądaniem seriali na bieżni. 

Próby ratowania lecących telefonów niekiedy mogły się źle skończyć dla ich właścicieli, którzy w tak stresującej sytuacji zapominali, że są na obracającej się taśmie, która niestety nie zatrzyma się wtedy, gdy Ty staniesz...



Dla kogoś, kto stoi z boku są to sytuacje zabawne, jednak bywają także zachowania, które są niezwykle irytujące. Zdarza się to pewnie nie tylko w chińskich siłowniach, ale także na całym świecie. Goście zajmujący sprzęt do ćwiczeń ale nie dlatego, że ćwiczą, tylko dlatego że akurat robią coś na telefonie. Niektórzy właściwie chyba tylko po to przychodzą. Zrobić sobie fotkę z ciężarem i powdychać trochę oparów chińskiego potu. Palcem nie kiwną, żeby cokolwiek zrobić ze swoim ciałem, a przecież za karnet na siłownię trzeba zapłacić i to nie małe pieniądze. Pytam więc, po co to wszystko? Chyba jestem z totalnie innej epoki, bo za chiny nie mogę pojąć tego zjawiska.
fot.Pina "chińska siłownia"
Chińska siłownia łamie jednak stereotypy na temat drobnej postury mieszkańców Azji.  Zdarzają się napakowani Chińczycy, bardzo wysocy i umięśnieni. Przypuszczam, że nie osiągają tego przez jedzenie każdego dnia góry ryżu, ale kto by czepiał się szczegółów. Jak już mają dobrze zbudowane ciała to bardzo lubią się tym chwalić i podziwiać samych siebie. Po skończonym treningu ściągają koszulki i podziwiają swoje ciała przed lustrem, napinając przy tym wszystkie mięśnie jakie tylko się da. Co prawda piszę o Chińczykach w osobie męskiej ale ta prawda dotyczy również kobiet, które nie ściągają koszulek ale przychodzą na siłownię przeglądać się w ogromnych lustrach. 

Uwierzcie mi na słowo, że czasami w tym miejscu jest bardzo zabawnie, zwłaszcza gdy zderzają się tak odmienne osobowości. 
fot.Pina "chińska siłownia"
fot.Pina "chińska siłownia"
Nie należy jednak zapominać o tym że Chińczycy to bardzo pomocny i życzliwy naród. Trenerzy personalni zawsze nam pomagają jak trzeba, mimo tego, że nie mamy wykupionego karnetu na ich usługi. Jak tylko poprosimy to służą pomocą, czasami nawet zbiorą się na odwagę, by podejść do nas samodzielnie. Nawiązując do pracy trenerów to mimo tego, że tak długo chodzimy na tę samą siłownię wciąż przeraża mnie widok ich pracy z klientami. Punktem końcowym ich treningu jest zawsze rozciąganie, jednak sposób w jaki oni to robią... Są bardzo brutalni, heh. Naciągają kończyny tak, że czasem ma się nieodparte wrażenie, że zaraz uszkodzą tego małego Chińczyka leżącego na macie i mruczącego z bólu. Jedni mruczą a inni krzyczą jak na porodówce. Trener pozostaje jednak niewzruszony na krzyki i wykonuje z pełnym profesjonalizmem swoją pracę. 

To wszystko być może dlatego, że joga jest ważnym elementem w życiu Chińczyków i wielu z nich jest naprawdę imponująco rozciągniętych. Począwszy od malutkich dziewczynek, które wyglądają zupełnie tak jakby nie miały kręgosłupa, a kończąc na ich babciach, które na siłownie przychodzą razem z wnuczkami.
fot.Pina "chińska siłownia"

20 marca 2015

Jedzenie ludzi pierwotnych

Ostatnio zauważyłam, że modnym tematem jest tak zwana dieta paleo z dopiskiem zaufaj naszym przodkom i naturze. W wielkim skrócie dietę tę można określić jako to, czym odżywiali się nasi przodkowie i tym co oferowała im natura. Oczywiście w postaci jak najmniej przetworzonej. Podczas ostatnich zakupów zauważyłam, że Chińczycy stosują dietę swoich przodków kompletnie o tym nie wiedząc, tak przynajmniej podejrzewam. Posunęłabym się nawet do stwierdzenia, że oni są w tej diecie o krok radykalniejsi. Zaraz wszystkiego się dowiecie.
fot.Chudy "skarby natury"
Dzięki rzece przepływającej przez nasze miasto Fuzhou funkcjonuje w pobliżu elektrownia wodna. Poziom stanu wody w rzece jest zatem sztucznie regulowany. Są takie dni, w które koryto rzeki zamienia się w ogromną, błotnistą kałużę a wody w niej jest naprawdę niewiele. Co to oznacza dla pobliskich mieszkańców? Nic innego jak wyciągnięcie z szafy najdłuższych gumiaków jakie  tylko wyprodukowano, ochraniaczy na rękawy oraz wiadra i zabranie się do pracy. A ta praca na moje oko to nic innego, jak uskutecznianie diety paleo. Chyba mniej przetworzonego jedzonka od tego co znajdziemy w mulistym dnie rzeki nie znajdziecie. Niewielkie stworzonka skrywające się pewnie w muszelkach tylko czekają, aż jakiś spragniony "owoców morza" Chińczyk je pożre. 
fot.Chudy "skarby natury"

W takim postępowaniu można wyróżnić sporo głównych zasad wspomnianej wyżej diety, takich jak: spożywanie produktów sezonowych, mało przetworzonych, głownie są to ryby i owoce morza. Poza tym wiele trudu kosztuje ich zdobycie pożywienia, zupełnie tak jak w przypadku naszych przodków.





fot.Chudy "skarby natury"
fot.Chudy "skarby natury"
Myślę jednak, że nie wszyscy łowcy przysmaków z rzeki sugerują się tylko dbaniem o własną dietę, przemawia przez nich także chęć zarobku. Nieopodal brzegu rzeki spotkamy niewielkie stragany na kółkach, które w swojej ofercie nie mają nic innego jak przeróżne żyjątka zamknięte w muszelkach o zróżnicowanych kształtach. Jedne przypominają ślimaki a inne z kolei małże, czy ostrygi. Zdobywca tak chodliwego towaru na miejscu zajmuje się jego oporządzeniem oraz myciem. Wszystkie te produkty wystawione są elegancko na zardzewiałych wózkach a przechowywane w aluminiowych miskach i durszlakach, które noszą na sobie jeszcze ślady bagnistego połowu.  Nic tylko się zajadać!
fot.Chudy "koryto rzeki"

Jednak wiecie, co zadziwia mnie najbardziej? To, że człowiek jest wtedy tak blisko natury. Domyślić się można, że z tak niskiego poziomu wody w rzece korzysta nie tylko tak skomplikowana istota jak człowiek, ale także zwierzęta. Te dzielne kobiety muszą rywalizować z nieustannie nadlatującymi ptakami, dla których jest to nie lada okazja o napełnienia brzuszka jakimiś robaczkami. 



Zupełnie tak jak dawniej, mam na myśli naszych dawnych przodków, którzy również musieli walczyć o pożywienie. Tylko różnica polega na tym, że nasi przodkowie nie przeżywali zbyt wielu lat, w przeciwieństwie do Chińczyków. 
fot.Chudy "koryto rzeki"
fot.Chudy "koryto rzeki"
Dziwię się, naprawdę jestem zaskoczona jakim cudem Chińczycy spożywający takie dary natury i nie chorują. Przecież rzeki w Chinach są w stanie złym i jest to momentami delikatne określenie a niemal każdego dnia widzę mieszkańców, którzy w tych rzekach łowią również ryby. Taki posiłek musi, po prostu musi posiadać dużo toksycznych związków. Chyba, że tak naprawdę wędkowanie jest jedynie ich pasją i robią to ze zwykłej przyjemności. Widok rybaka, który wrzuca do wody dopiero co złowioną rybkę jest mi tutaj zupełnie obcy. A może jest po prostu tak, że dokuczają im żołądkowe dolegliwości tylko nikt nic o tym nie mówi? 

Pozostawiam te wszystkie pytania i wątpliwości bez odpowiedzi. Może wysnujecie swoją teorię na ten temat. Ja wiem tylko to, że nigdy i nikt nie namówi mnie do kupna takich przysmaków na chińskiej ulicy i przygotowania z nich obiadu.
fot.Chudy "koryto rzeki"
fot.Chudy "koryto rzeki"


16 marca 2015

Nocne zakupy na ulicy studenckiej

Pewne opowieści i zdjęcia ukazywały się z ulicy studenckiej niejednokrotnie ale w ubiegły weekend odkryliśmy to miejsce na nowo. Okazało się, że w nocy ulica ta wygląda zupełnie inaczej niż za dnia, po prostu tętni życiem. Nie ma co się dziwić, ponieważ to w końcu ulica studencka a studenci, jak powszechnie wiadomo za dnia śpią a w nocy buszują... W Chinach najwidoczniej ta prawda również obowiązuje.
fot.Pina "ośmiornice z grilla"
Wiele straganów, wiele produktów a w dodatku bardzo, bardzo niskie ceny... Istny raj dla kobiety, która pragnie zaszaleć na zakupach i dopracować umiejętność negocjacji. Uwierzcie mi, że dnia i nocy zabraknie na szczegółowe przeszukanie takiego miejsca jak to. 

My przespacerowaliśmy się jedynie wzdłuż głównej ulicy ale przyznam się od razu, że do końca nie doszliśmy. Za dużo, stanowczo za dużo tego wszystkiego było.
fot.Chudy "studencki bazar"
Znaleźliśmy jednak wiele ciekawych rzeczy poczynając od rozmaitych przekąsek, poprzez ubrania, buty, kubki, artykuły do domu, zegarki, artykuły spożywcze a kończąc na farbach do włosów i kosmetykach. Moim najważniejszym spostrzeżeniem z tej wyprawy jest to, że rozpoczął się w Fuzhou sezon na pierożki won ton, które przyrządzane są od jakiegoś czasu dosłownie na każdym kroku. Uwielbiam te pierożki, dlatego też moje serce niezmiernie się raduje. Mogłabym je jeść bez końca!

Zapraszam na fotorelację z nocnych zakupowych szaleństw na ulicy studenckiej, czyli na ulicy, na której wbrew nazwy mieszają się różne pokolenia, smaki, zapachy oraz style!
fot.Chudy "elektronika"
fot.Pina "słodkości"
fot.Pina "słodkości"
fot.Pina "słodkości"























fot.Pina "dziecięca, chińska moda"
fot.Pina "kraina spodni"
fot.Pina "moda damska"
fot.Pina "moda damska"























fot.Pina "kraina butów"
Zapomniałam napisać o pewnym spikerze, który siedział na drabinie z mikrofonem i nawoływał ludzi do zakupu spodni. Najwidoczniej jego praca przynosiła efekty, ponieważ stoisko to było niesłychanie oblegane. Palca nie szło tam wsadzić. Może to być też sprawka ceny, spodnie za jakieś 20 PLN przyciągały chińskie tłumy.
fot.Pina "spiker"
fot.Pina "zakupy"














fot.Pina "wszystko za 9 yuanów"
fot.Pina "prawie L'Oreal"
fot.Pina "kubki"
fot.Pina "zegarki"
fot.Pina "dodatki do herbaty"
fot.Pina "dodatki do herbaty"
fot.Pina "dodatki do herbaty"
fot.Pina "sprzedawcy"
fot.Pina "warzywa"























fot.Pina "zupa po chińsku"
fot.Pina "ośmiornice z grilla"
fot.Pina "ośmiornice z grilla"
fot.Pina "grill po chińsku"
fot.Pina "grill po chińsku"
fot.Pina "mięsko"
fot.Pina "sprzedawcy"
fot.Pina "pierożki won ton"
fot.Pina "bliżej nieokreślone racuchy po chińsku"
Uwielbiam ten kraj między innymi za to, że za 15 PLN kupiłam dziewięć par skarpetek, woreczek żelków oraz fantastyczny kubek do kawy... Takie rzeczy tylko tutaj! Dzięki za obejrzenie zdjęć, widzimy się wkrótce!
fot.Pina "ulica studencka"

Popularne w tym miesiącu