Translate

28 lutego 2015

Fuzhou Yushan Scenic Spot

Chińczycy uwielbiają, tak uwielbiają to idealne słowo, tajemnicze miejsca o nazwie Scenic Spot. Większe lub mniejsze place zieleni spotkamy w miastach bardzo często. Dobrze oddzielone od miejskiego hałasu są idealnym miejscem do wypoczynku. Najważniejsze jest jednak to, że Chińczycy w licznych gronach spędzają w parkach zieleni swój wolny czas. Jak się pewnie domyślacie, pokaże Wam dzisiaj nowo odkryty przez nas park...
fot.Pina "kwiaty"
Tajemniczy park nosi nazwę Yushan Scenic Spot. Uważni czytelnicy powinni już wyłapać, że shan w języku chińskim oznacza górę. Idąc więc tym tropem nazwa parku pochodzi od góry Yu, która zlokalizowana jest na południowym wschodzie od dzielnicy Gulou. Legenda mówi, że nazwa Yushan pochodzi od pewnego starożytnego klanu "Yu Yue Clan", który osiedlił się tutaj w okresie "Walczących Królestw" (475-221p.n.e.). Była to epoka, w której o władzę w Chinach walczyło siedem państw: Chu, Qin, Yan, Qi, Wei, Zhao i Han. Podobno właśnie wtedy, mimo wielu wojen nastąpił ogromny rozkwit gospodarczy i społeczny, który do tej pory nie był spotykany. Pamiętajmy jednak, że jest to spory czas przed naszą erą. To właśnie wtedy zaczęły pojawiać się szkoły filozoficzne nurtów takich jak konfucjonizm czy taoizm. 
fot.Chudy "drogowskaz"

Park ten nazywany jest również górą Jiuxian (w tłumaczeniu dziewięć nieśmiertelników), ponieważ było sobie kiedyś dziewięciu braci z rodu Linchuan. Bracia Ci pewnego razu wynaleźli pigułkę nieśmiertelności, szkolili się oni i trenowali, aż do osiągnięcia nieśmiertelności. Nie ma tylko żadnej wzmianki na temat tego, czy rzeczywiście im się udało ale przypuszczam, że jakiś zielarska mafia szybko by przejęła pigułkę nieśmiertelności, która zniszczyłaby im biznes.

















Park Yushan ma wysokość 58,6 metrów i powierzchnię wynoszącą 11,96 hektarów a co najciekawsze podobno przypomina żółwia. Szczerze mówiąc wysilałam swoją wyobraźnię jak tylko mogłam i słabo widziałam w nim żółwia. Jakby ktoś się uparł to pewnie nic trudnego ale ja chyba nie jestem na odpowiednim poziomie władania własną wyobraźnią.
fot.Pina "roślinność"
Muszę też przyznać, że parkowa roślinność była bardzo bujna i tropikalna. Przypominało to wszystko dżunglę, którą tworzyły mocno rozrośnięte drzewa i krzewy. Sposób ich nasadzenie był trochę chaotyczny, to pewnie dlatego.
fot.Pina "roślinność"
Oooo... Znalazł się nawet król ten dżungli, Jarosław. Niestety okazał się być zwykłym śmiertelnikiem! Hihi...
fot.Pina "król dżungli"
fot.Pina "Yushan scenic"
W parku znajdowała się również tajemnicza skała Lion Rock. Mawiają, że jej nazwa wzięła się z tego, że przypomina ona kucającego lwa. Powiem Wam szczerze, że moja wyobraźnia chyba po raz kolejny mnie zawiodła. Ja tam lwa i to jeszcze kucającego za nic w świecie nie mogłam zobaczyć.
fot.Pina "Lion Rock"

Twarz tego lwa zwrócona jest w stronę gór Pięciu Tygrysów. Jest to kolejne pasmo górskie popularne w Fuzhou. Nie jest ono jednak dostępne dla turystów czy mieszkańców, ponieważ są bardzo strome. Kiedyś góry te pełniły rolę obronną miasta, dlatego właśnie są nie do zdobycia. 

Sami mieszkańcy mawiają, że jeśli udalibyśmy się do leżących u stóp góry wiosek, znaleźlibyśmy jakiegoś szalonego przewodnika, który wprowadziłby nas na górę. Tylko rdzenni mieszkańcy, mający już swoje lata znają wejście na szczyt. 















fot.Pina "Yushan scenic"
fot.Pina "Yushan scenic"
fot.Pina "Yushan scenic"























fot.Pina "Yushan scenic"

26 lutego 2015

Duchowy wymiar chińskiego Święta Wiosny

Nowy rok to dla nas przede wszystkim fajerwerki, szampan, obfita kolacja oraz spotkania z najbliższymi ale Święto Wiosny ma również inny, ważniejszy wymiar. Mam na myśli przeżycia duchowe jakie towarzyszą w tym czasie wyznawcom buddyzmu. 
fot.Pina "kadzidła"
Pierwszy dzień nowego roku, roku Kozy to czas, w którym Chińczycy udają się do świątyni. Tego dnia kolejki do wszystkich świątyń były niezwykle długie. Wielu ludzi oczekiwało na moment, w którym będą mogli zapalić kadzidła za pomyślność w nowym roku. Zgodnie ze starą, chińską tradycją każdy, kto odwiedzi w pierwszy dzień astrologicznej wiosny świątynie i zapali w niej wonne kadzidełko, zostanie otoczony pomyślnością na cały rok, oczywiście przez Buddę. 
fot.Pina "kadzidła"
fot.Pina "kadzidła"
Również w świątyniach natknęłam się tego dnia na resztki spalanych przedmiotów na cześć zmarłych. W Chinach znajdują się specjalne sklepy z "papierowym wyposażeniem". W takim sklepie możemy kupić przykładowo papierowego iPhona, mikrofalówkę, kapcie i wiele innych rzeczy. Bliscy zmarłych, którzy pozostali na ziemi kupują takie przedmioty z papieru jakie chcieliby mieć zmarli w niebiosach. Następnie te przedmioty spala się w ważnym dla nas miejscu przy pomocy czerwonych świec. Jak wspomniałam, tego dnia w świątyniach dużo było wosku na chodnikowych płytach. Zmarli otrzymali wiele darów. 
fot.Pina "pozostałości spalanych przedmiotów"
Dlaczego to akurat kadzidła, świece i kwiaty składane są Buddzie w ofierze? Ma to oczywiście wymiar symboliczny. Jednak na ołtarzach przez posągami postaci Buddy i nie tylko, spotkaliśmy tego dnia nie tylko świece, kwiaty i kadzidła. Tego dnia na stołach znajdowało się również dużo jedzenia: mięsa, owoców, warzyw, owoców morza, wina.... Każdy ten produkt ma inne znaczenie a co za tym idzie, każdy ten produkt może wnieść coś innego do naszego życia. Tak by zbliżać się do wizerunku Buddy. 
fot.Pina "dary"
fot.Pina "dary"
fot.Pina "dary"
fot.Pina "dary"
Momentami można było usłyszeć śpiew przypominający mantrę. Brzmiało to dość zdumiewająco oraz hipnotyzująco. Zapach płonących świec, kadzideł, śpiew oraz wypowiadane szeptem słowa działały bardzo wyciszająco i wprowadzały wręcz magiczny nastrój.  Nie ulega wątpliwości, że w takiej oprawie jest to niezwykłe przeżycie duchowe dla wyznawców buddyzmu. Nikt oczywiście nie gniewał się na nas z tego powodu, że gdzie w oddali się kręciliśmy po placu i robiliśmy zdjęcia. Przechodni obdarowywali nas jedynie przelotnym uśmiechem. Tego dnia żaden Chińczyk nie denerwował się faktem, że musiał stać w kolejce w dotrzeć do celu. Atmosfera była bardzo spokojna jak tak niecierpliwych ludzi, jakimi są właśnie Chińczycy.
fot.Pina "ołtarz"
fot.Pina "stwory strzegące świątyni"
fot.Pina "świątynia"

25 lutego 2015

Domowy hot pot

Ostatnio z uwagi na wiele wolnego czasu wpadliśmy na pewien pomysł. Mówią, że to potrzeba jest matką wynalazków, ja powiedziałabym, że także nuda. Pomysł był następujący i bardzo prosty:  hot pot w domu, tylko jak... Jak? A to już nasz genialny pomysł. Dwa krzesła przed kuchenką, garnek z  gotującym się rosołkiem, warzywa, mięsko, patyczki... 

Hot pot jak nic!
fot.Chudy "wywar do hot pot'a"
Zaczęłam więc od przygotowania wywaru. Chińskie buliony nie różnią się w sumie niczym specjalnym od znanego nam dobrze, polskiego rosołku. Zgodnie z własnymi upodobaniami możemy sobie taki rosołek urozmaicać. Ja jak statystyczny Chińczyk dodałam dużą ilość świeżego imbiru, czerwonej papryczki chilli oraz suszonych grzybów shitake. Na te ostatnie zdecydowałam się po raz pierwszy. 

Uwielbiam hot pot za to, że nie wymaga wielu przygotowań. Ugotować cały garnek bulionu i pokroić ulubione dodatki. Czas spędzany zwykle samotnie przy garach można spędzić w dobrym towarzystwie podczas gotowania dodatków i rozmów przy stole.

Nasze dodatki to między innymi cukinia, bakłażan, biała rzodkiew, suszone tofu, mięsne kulki, pierożki, kalafior, chiński czosnek, żółte kwiatki, szpinak, makaron sojowy. kapusta, mięsko....
fot.Chudy "dodatki do hot pot'a"
fot.Chudy "dodatki do hot pot'a"
fot.Chudy "dodatki do hot pot'a"
fot.Chudy "dodatki do hot pot'a"
fot.Chudy "dodatki do hot pot'a"
Miało być hardcore'owo i spontanicznie z patykami nad gazową kuchenką a ... Jarosław zdecydował, że będzie jak należy! Co to takiego oznacza? Ruszyliśmy do sklepu po odpowiedni sprzęt do hot pot'a. Sprzęt ten to nic innego jak elektryczna płyta, którą możemy ustawić gdzie się nam tylko podoba. Płyty te są bardzo popularne w Chinach, śmiem twierdzić, że zaraz obok serwisu o herbaty jest to najważniejszy sprzęt wyposażenia domu. Było już po sylwestrze więc trafiliśmy na promocje, każdy normalny Chińczyk dokonywał takiego zakupu przed Nowym Rokiem ale my do Chińczyków się nie zaliczamy, więc nam wolno. Po 30 minutach pojawiliśmy się w domu uzbrojeni w hot pot'a i rozpoczęliśmy całą zabawę.
fot.Chudy "domowy hot pot"
W zestawie do płyty dostaliśmy garnek i wok'a tak więc śmiało możemy powiedzieć, że to był dobry zakup. Płyta nagrzewa się w mgnieniu oka i dokładnie tak samo szybko stygnie. Utrzymuje stałą temperaturę wywaru dzięki czemu, nie musimy się niczym martwić tylko delektować pysznościami. 
fot.Chudy "domowy hot pot"
fot.Chudy "domowy hot pot"
Pozostało tylko stopniowo wrzucać przysmaki, gotować i konsumować, popijając przy tym gorący i solidnie rozgrzewający bulion. Ten wieczór był akurat chłodny i deszczowy także taki rodzaj kolacji naprawdę porządnie rozgrzewa. Polecam, naprawdę polecam!
fot.Chudy "domowy hot pot"

22 lutego 2015

W poszukiwaniu oznak chińskiej wiosny

Chiński Nowy Rok nazywany jest również Świętem Wiosny, zdaje się, że już o tym wspominałam. Jak sama nazwa wskazuje właśnie rozpoczęła się w Chinach wiosna a ponieważ chiński kalendarz jest kalendarzem astrologicznym, nie ma żadnych pytań co do tego, czy to wiosna kalendarzowa, czy astrologiczna... Tutaj wszystko, dosłownie wszystko podobnie jak w przyrodzie opiera się na astrologii. Nie ma jednak co się dziwić, ponieważ chińska cywilizacja jest od naszej dużo starsza i jak wiele na to wskazuje, nieco mądrzejsza.
fot.Chudy "kwiat bananowca"
Skoro mamy już tę wiosnę, to postanowiliśmy, że poszukamy kilka jej oznak w przyrodzie chińskiej. Pierwsza pojawiła się w miejscu zupełnie niespodziewanym. Wysiedliśmy z autobusu trochę wcześniej by kawałek się przespacerować. Pogoda zdecydowanie zachęcała do spacerów. Czyste powietrze, świecące słoneczko, lekko orzeźwiający wiatr. Spacerując więc wzdłuż rzeki a zarazem głównej drogi, w centrum miasta natknęliśmy się na bananowe drzewa. Z niedowierzania przecierałam oczy. Wielkie, zielone liście przykrywały nasze głowy a pod nimi kryły się  jeszcze niedojrzałe banany.
fot.Chudy "bananowe drzewa"
fot.Chudy "bananowe drzewa"























Na zdjęciu po lewej stronie jak się dobrze przyjrzycie, to zobaczycie niewielkich rozmiarów ptaszka. Zdawał się kompletnie nie przejmować naszą obecnością. Nie wiem czy wiecie ale w Chinach i zdaje się, że nie tylko kwiaty bananowca spożywa się. W bardziej egzotycznych regionach możemy się spotkać z kwiatem bananowca zamiast talerza lub po prostu jako składnik sałatki. Podobno głęboko w środku znajdują się najsmaczniejsze i najsłodsze części. Ja jeszcze nie próbowałam, choć widzę ostatnio sporo kwiatów bananowca w sklepowych koszach. Jednak jest we mnie jakiś strach, który blokuje chęć spróbowania tak egzotycznego wynalazku. 
fot.Chudy "bananowe drzewa"
fot.Chudy "bananowe drzewa"























Zanim doszliśmy do Scenic Spot of the First Mountain, który był celem naszej wycieczki słońce powoli zaczęło chować się za horyzontem. Park zlokalizowany jest we wschodniej stopie góry Wushan, nazwany został po publikacji "The First Mountain" chińskiego mistrza kaligrafii Mi Fu w czasach dynastii Song. 

Przystanęliśmy jeszcze na chwilę obok tak zwanej Pagody. Ów pagoda to nic innego jak dość specyficzny rodzaj wielokondygnacyjnej wieży, która w buddyjskiej architekturze sakralnej służy do przechowywania relikwii. W samym Fuzhou znajduje się kilka takich budynków. Tego dnia wpadliśmy na pagodę całkiem przypadkowo, jak zawsze z resztą!
fot.Chudy "pagoda"
Wspięliśmy się na górę w poszukiwaniu dalszych, egzotycznych a zarazem chińskich oznak wiosny...
fot.Chudy "wspinaczka na górę"
Na górze ujrzeliśmy wiele niewielkich drzewek, które już teraz w pierwszych dniach wiosny wypuszczały piękne, kolorowe pąki. Poczułam pewien niedosyt, ponieważ zadziałała moja wyobraźnia, w której ujrzałam jak te wszystkie drzewa wręcz uginają się od nadmiaru kwiatów na swoich gałęziach. Na taki widok z pewnością musimy jeszcze poczekać ale ten był równie fascynujący. Chwyciłam za aparat i z zaczęłam robić zdjęcia każdemu kwiatuszkowi napotkanemu na mojej drodze. Oto efekty, które są zarazem dowodami obecności pani wiosny:
fot.Pina "kwiaty"
fot.Pina "kwiaty"
fot.Pina "kwiaty"
fot.Pina "kwiaty"
fot.Pina "kwiaty"
Podczas gdy moja romantyczna dusza dawała upust swoim emocjom Jarek zadumał się pośród kwiatów albo zanudził, nie wiem hehh... Serce ma nadzieję, że to pierwsze ale rozum wskazuje na odpowiedź numer dwa!
fot.Pina "zadumany Jarosław"
fot.Pina "kwiaty"
fot.Pina "kwiaty"
Tak się zapomniałam w tych wszystkich kwiatkach, że o mały włos przegapiłabym tak pięknego zachodu słońca, który skrywał się tuż za moimi plecami. Dobrze, że mam Jarosława on zawsze mnie skutecznie wybawi z rozmyślań, lepiej dla mnie jak pominę kwestię w jaki sposób to robi!
fot.Chudy "zachód słońca"
fot.Chudy "zachód słońca"
Tak oto zakończyła się nasza spontaniczna wyprawa... Wiosennych poszukiwań. Niestety tutaj bliżej równika wiosna wiążę się także z deszczem. Cieszymy się zatem tym słońcem, ponieważ już wkrótce ma być u nas najbardziej mokry okres w ciągu roku... Jedynym pocieszeniem jest to, że równikowe deszcze są przeważnie ciepłe, więc może nie będzie tak źle ale czuję, że nadszedł czas by wyposażyć się w parasolkę. Parasolka to podstawowe wyposażenie Chińczyka. Tak więc i ja powinnam je mieć. 

Wszystkim rozpoczynającym tydzień od najpiękniejszego dnia tygodnia w pracy (bo przecież każdy kocha poniedziałek) ślę gorące pozdrowienia!
fot.Chudy "Pina"

Popularne w tym miesiącu