Translate

6 listopada 2014

Hot pot ?! Jak to ugryźć?!

Hot pot, czyli dosłownie gorący garnek. Jest to jeden z tradycyjnych sposobów podawania dań azjatyckich. Bardzo intrygujący, a zarazem smaczny. Bo przecież jak może nie smakować coś, co tak naprawdę sam sobie przyrządzasz.
fot.Pina "restauracja typu hot pot"
fot.Chudy "restauracja typu hot pot"
Zasada działania tego typu restauracji jest bardzo prosta, choć mieliśmy pewne problemy, gdyż nigdy wcześniej nie byliśmy w podobnym miejscu. Zasiedliśmy więc przy dziwnych, dziurawych stołach i poczekaliśmy, aż znajdzie się ktoś, kto zna angielski. Na nasze szczęście był taki JEDEN kelner. 

Hot pot składa się z metalowego garnka, postawionego dokładnie w centrum stołu, w którym gotuje się bulion. 


Przygodę z hot potem zaczęliśmy zatem od wybrania rodzaju bulionu. Kelner szybko, w miarę swoich możliwości objaśnił, który na bazie czego jest gotowany. Jarosław wybrał grzybowy, ja pomidorowy, a nasz kolega z Niemiec jakiś bliżej nieokreślony ale podobny do cukiniowego.
fot.Pina "bulion grzybowy"

Muszę przyznać, że ten bulion grzybowy naprawdę dobrze smakował, zupełnie jak polska zupka grzybowa ale bez śmietany. Bardzo aromatyczny. Mmmm.... Mniam!







fot.Pina "bulion pomidorowy"
Bulion pomidorowy był daleki od polskiej zupki pomidorowej, nie mniej jednak był równie smaczny. Bulionu z cukinii nie próbowałam, ale kolega sobie chwalił.
fot.Pina "bulion cukiniowy"


Następnie przyszła kolej na wybranie dodatków do naszych bulionów. Porcje dla jednej osoby były tam ogromne. Składał się na nią duży talerz mięsa, misa z warzywami i owocami morza oraz miseczka makaronu. Na trzy osoby zdecydowaliśmy, że dwa takie zestawy będą w zupełności wystarczające. Po złożeniu zamówienia kelner przyniósł nam dwa surowe jajka i cztery miseczki. Spojrzeliśmy na siebie, kompletnie nie wiedząc co z tym dalej czynić. Pan nas obsługujący był tak miły, że postanowił nam zademonstrować.
fot.Pina "sos"
Żółtko należało wbić do miseczki z przyprawami, a białko do czystej miseczki. Służyło to za sosy, w których macza się ugotowane produkty, przed skonsumowaniem. Sos, czyli surowe jajo z jakimiś tam dodatkami.







fot.Pina "sos"
Kelner sprawnie wymieszał zawartość miseczek i skinieniem ręki wskazał, abyśmy z drugim jajkiem poczynili to samo.
fot.Pina "sos"
Nasze garnki znajdowały się już w dziurach na stole, pod nimi umieszczona była płyta grzewcza. Włączyliśmy nasze buliony aby się zaczęły gotować i tak czekaliśmy z niecierpliwością na dodatki do wspaniale pachnących zup.
fot.Pina "płyta grzewcza"
Pod blatem znajdowało się pokrętło regulacyjne, dzięki któremu mogliśmy kontrolować ogień pod naszymi garami. Sprawia to dużo frajdy! Od ponad miesiąca miałam okazję pierwszy raz trochę sama pogotować. Niesamowite uczucie!








W całym pomieszczeniu unosił się zapach świeżo gotowanych potraw a nad nami stworzyła się ogromna, parowa chmura. Wyglądało to rewelacyjnie!
fot.Pina "hot pot"
Po oczekiwaniu na dodatki, które wydawało się dla mnie wiecznością, ponieważ byłam niesamowicie głodna, na nasz stół zawitały pyszności! Mniam, mniam! 
fot.Pina "wołowina"

Znalazły się tam dwa rodzaje mięsa: wołowina i jagnięcina. Mięso podaje się surowe, pokrojone w cienkie plasterki, które dosłownie na kilka sekund wrzuca się do gorącego wywaru.
fot.Pina "makaron"
fot.Pina "warzywa i owoce morza"

Nie zabrakło warzyw i owoców morza, które nadal są dla mnie dziwaczne. Wszystko to wyglądało bardzo apetycznie i kolorowo. Każdy z tych składników mogliśmy wrzucić do swojego wywaru, gotować na wolnym ogniu a następnie smakować wraz przepyszną i gorącą zupką.

fot.Pina "warzywa i owoce morza"
Na końcu sali znajdował się mały stolik, z którego mogliśmy wybierać przyprawy według uznania. Rozmaite sosy, pasty, świeże zioła, było w czym wybierać! 
fot.Pina "stół z przyprawami"
Nie mogliśmy się powstrzymać aby nie spróbować chili. Skala jego ostrości, w połączeniu z gorącym wywarem przekraczała nawet nasz poziom alarmowy. Jakoś sobie z tym jednak poradziliśmy. Tyle frajdy mieliśmy z tego gotowania! Zupełnie tak jak kiedyś gdy byłam dzieckiem. Moja siostra Agacia zawsze uczyła mnie jak gotować zupy z trawy i innych rozmaitości na prowizorycznej kuchni z cegieł, gdzieś w ogrodzie. 
fot.Pina "stół"
fot.Chudy "gotująca Pina"
Dosłownie nawrzucaliśmy wszystkiego co tylko się zmieściło do garnka i czekaliśmy co to z tego wyjdzie. Niezła zabawa!
fot.Pina "scampi"


Wszystko smakowało wyśmienicie, do tego było bardzo rozgrzewające. Akurat ten wieczór należał do tych chłodniejszych. Temperatura spadła do 19 stopni, a my trzęśliśmy się z zimna. Wszystkim, którzy kiedyś będą mieli okazję spróbować hot pot'a serdecznie polecam! 
Dziś było dużo zdjęć ale nie mogłam się powstrzymać, żeby wam je pokazać. Ach, jeszcze jedno. Tego wieczoru zostawiliśmy na stole brud godny niejednego Chińczyka, byliby z nas dumni!
fot.Chudy "stół"
fot.Pina "hot pot"
fot.Pina "hot pot"
fot.Pina "hot pot"
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne w tym miesiącu