Ponieważ zmieniamy miejsce zamieszkania i oddalimy się od uwielbianego przez nas Brooklynu, postanowiliśmy urządzić sobie ostatni spacer po tej miejscowości. Poznaliśmy zatem Brooklyn jako wioskę tętniącą życiem.
fot.Chudy "Brooklyn" |
Na samym początku zaskoczył nas rozmiar tej miejscowości, okazało się, że jest ona dość spora. Dodatkowo ogromna ilość budynków tworzyła jeden niesamowity labirynt wąskich uliczek. Był to dzień naprawdę gorący więc nasza wyprawa nie była łatwa.
fot.Chudy "Brooklyn" |
Wśród gęstej zabudowy oraz niezbyt czystych mieszkań upał dawał się we znaki. Ponad to tuż obok przepływa niewielka rzeczka, której czystość można określić właściwie jako jej brak. Mimo tych wszystkich nieudogodnień, ani przez chwilę nie żałowałam. Takich Chin jeszcze nie poznaliśmy.
fot.Chudy "ogrody Brooklynu" |
Na obrzeżach wioski znajdują się liczne ogródki, położone zaraz przy
rzece tak, by łatwiej było je nawadniać. Okres suszy raczej nie sprzyja
roślinkom, mimo to na grządkach zawsze coś tam zielonego wystawało.
Tutaj akurat mamy coś na wzór naszego ziemniaka. Przynajmniej podobnie rośnie.
Jarosław bardzo ucieszył się z jednego szczególnego, wiejskiego akcentu. Wprost nie mogłam go oderwać aby iść dalej. Cieszył się zupełnie tak, jak cieszą się małe dzieciaczki, które po raz pierwszy widzą krowę, kurę, kaczkę i takie tam inne stworzenia. Więc co ujrzał Jarenty? A no kaczki !
fot.Chudy "kaczki" |
fot.Chudy "kaczki" |
Po czterech miesiącach oglądania spektakularnie wielkich budynków, widok kaczki może wywołać euforię. Twierdzę tylko, że jakieś chudziudkie te kaczuszki, dość podejrzanie!
Ciekawe jest jeszcze to w jakim miejscu one biegały. Otóż zagroda znajdowała się obok dryfującego na fali domu. Poważnie! Dom ten pływał na jakimś brudnym stawku.
fot.Chudy "dom na fali" |
fot.Chudy "dom na fali" |
W powietrzu unosił się specyficzny zapach rzęsy wodnej. Gospodarz wiosłował kawałkiem drewna, żeby jego dom nie odpłynął zbyt daleko. Dziwaczny widok wiem, też byliśmy niezwykle zaskoczeni. Pan ten był bardzo sympatyczny, nawet pomachał nam na pożegnanie, choć na początku odniosłam wrażenie, że coś mu nie pasowało. Może po prostu nie mógł uwierzyć, że widzi blade twarze i duże nosy!
Jak na każdej wiosce z dostępem do rzeki, zaraz obok upraw roślin i hodowli zwierząt, ważnym elementem jest rybołówstwo. Wspominałam już w jednym poście o tym, że wody te nie należą do najczystszych i szczerze się dziwie, jak miejscowa ludność może się żywić tymi rybami.
fot.Chudy "rybacy" |
fot.Chudy "rybacy" |
Co kawałek pojawiała się niewielka, drewniana łajba, przygotowana do połowów. Niektóre z nich wyglądają jak niewielkie, pływające mieszkania. Każdy ma tutaj własny sposób na życie.
Im głębiej zaglądaliśmy w ten labirynt ciasnych uliczek, tym robiło się ciekawiej. Ludzie z domów wychodzili na ulice, nie mogąc uwierzyć kto spaceruje pod ich oknami. Swoją obecnością ożywiliśmy całą wioskę. Choć momentami wyglądała jak opustoszała. Na przykład fryzjer... Ojj takiego ekskluzywnego fryzjera to jeszcze nie widziałam!
fot.Chudy "fryzjer Brooklyn" |
Znaleźliśmy także pozostałości po dawnych budynkach. Jeden z naszych kolegów powiedział, że gdzieś w okolicach znajdują się zabytkowe pałace, w których kiedyś mieszkali chińscy ważni ludzie. Niestety nie trafiliśmy na żaden z pałaców, ale elementy dawnej architektury bez wątpienia są.
fot.Chudy "Brooklyn zabytki" |
fot.Chudy "świątynia" |
Z okolic tej świątyni, co wieczór dobiegały nas dźwięki muzyki. Bardzo głośnej muzyki i raczej bardziej rozrywkowej niż religijnej. Ale przecież tutaj wszystko jest inne, więc dlaczego nie!
fot.Chudy "dzieci" |
Biegające za nami dzieci, które od czasu do czasu skrywały się w świeżo wypranych pościelach. Miały wiele frajdy z naszej wizyty w wiosce. Niecodziennie w końcu widuje się takie blond głowy jak nasze.
fot.Chudy "jajka" |
Mieliśmy okazję zobaczyć jak powstają tradycyjne, chińskie jajka. Moczone są w przyprawach i jeśli się nie mylę w wywarze z herbaty. Następnie są długo gotowane w tym całym bulionie.
Na koniec naszej pożegnalnej wyprawy, posililiśmy się w ukochanej knajpce. Skosztowaliśmy pierożków wonton z wołowiną oraz pomidorków z jajkiem. Jak zawsze wszystko bardzo nam smakowało. Teraz będziemy tutaj tylko okazjonalnie, może przy okazji jakiejś ciekawej wystawy.
fot.Pina "pomidory z jajkiem" |
fot.Pina "pierożki wonton" |
Żegnaj Brooklynie! Witaj nowa miejscówko!
fot.Pina "Brooklyn" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz